Geronimo pisze:"Cyclone" jest Ok.Pełne Mocy i Energii śpiewanie przez Jolliffe'a.Moim zdaniem Jolliffe nigdy potem nie wspiął się już na takie wyżyny.
A slyszales jakas jego solowa plyte ? Osobiscie mysle, ze po Cyklonie (B
) bylo juz tylko lepiej.
Geronimo pisze:
Dla mnie trzonem zespołu w najlepszym okresie i tak zawsze pozostawał Edgar Froese.To on decydował o muzycznym wizerunku Tangerine Dream.
Niby decydowal, ale co przychodzil czlowiek, to muzyka nabierala zupelnie innych kolorow. Niewatpliwie zorganizowac towarzystwo potrafil, ale twierdze, ze nie mial skrystalizowanej wizji grupy i muzyki, ktora tworzyl i tworzy. Gdyby przyrownac Edgara np. do Pata Metheny'ego, ktory praktycznie kazda plyte nagrywa z innym skladem, a muzyka zostaje ta sama choc nie taka sama (zwracam uwage na subtelna roznice miedzy "ta sama" a "taka sama"), to okaze sie, ze Edgar wcale takim wielkim trzonem nie byl.
Geronimo pisze:
W tym najlepszym okresie (dla mnie to lata 1970-78)niekoniecznie osoba Baumanna była niezbędna do stworzenia arcydzieła.
Wplyw Baumanna byl bardzo widoczny, to byl facet z muzycznymi jajami. Sam Froese przyznal, ze to byl gosc obdarzony niezwykla muzyczna intuicja. Nie mozna rowniez zapominac, ze najbardziej berlinskie kawalki powstaly wlasnie pod Baumanna palcami
.
Geronimo pisze:
Dowodem na to są dla mnie płyty "Alpha Centauri" i "Cyclone", a także większe fragmenty pierwszej płyty TD.
Podales dosc skrajne przyklady, ktore laczy jedno: poszukiwanie stylu.
Tyle, ze przy Alpha Centauri chlopcy jeszcze nie za bardzo wiedzieli co i jak chca grac, rozpracowywali instrumentarium i nie mieli nawykow. Przy Cyclone'ie te poszukiwania obciazone byly z jednej strony rosnaca popularnoscia grupy, z drugiej doswiadczeniem (rutyna ?).
To dziela na swoj sposob nowatorskie niewatpliwie, rozpoczynajace pewne okresy w tworczosci zespolu, to jednak Cyclone nie prezentuje jakiegos specjalnego polotu i swobody, ktory widac i czuc poczawszy od Pheadry, skonczywszy na Stratosfear, w ktorych to Baumann sobie pogrywal
.
Pozdr
Bel