Możemy sobie wyobrazić praktyczną realizację idei koncertu bez zespołu, ale z robotami, o której kiedyś dawno temu mówił Ralf. Żartując, czy serio, tego nie wiemy.
Konieczne są wnętrza, mile widziane postindustrialne, albo zamiecione i obmyte industrialne, do tego koniecznie minimalistycznie "dekorowane", kilka pomieszczeń, w każdym wysokiej rozdzielczości ekrany, na nich wizualizacje i muzyka. Tak, tak, mniej więcej, jak w Lenbachhaus w Monachium.
Kupujesz bilet i masz Kraftwerk w wybranej przez siebie porze, w dowolnej dawce i kolejności listy utworów.
I szczerze mówiąc, chętnie bym sobie takie coś odwiedził. I jeszcze raz, a potem znów. I znów. Potem pojechał na koncert z Ralfem i spółką na scenie. I jeszcze raz poszedł na takie coś.
PS. Genialne, obłędne intro.
Kraftolog f.
--
Ostatnio z propozycją współpracy zwrócił się do nas sam Michael Jackson. Oczywiście odmówiliśmy (Kraftwerk, 1985).