D.A.N.C.E. vs The Mix
Ręce mi opadły. To pierwsze to stare, dobre kawałki, przepuszczone przez niezbyt skomplikowane programy do produkcji "muzy". Te podkłady "muzyczne" mogą stanowić tło dla wielu innych arcydzieł remixowych. The Mix to ówczesna rewolucja brzmienia Kraftwerk. Pod kątem repertuaru z pewnością wtórna - trzeba to podkreślić, jednak Kraftwerk daje nam na nowo zakomponowane utwory z krwi i kości, stworzone ponadto z koncepcją oraz rozmysłem, a nie pocięte komputerowo wokale, podłożone pod muzykę radosnych twórców. Kraftwerk pokazał wtedy zupełnie nowe oblicze własnego brzmienia. The Mix to efekt konkretnej i rzetelnej pracy, wykonanej w studio. Byćmoże wtórnośc tytułów miała pokazać kontrast miedzy starym a nowym. Album KombII to niestety łup-łup, którego nawet fani "car audio" nie prezentują przypadkowym słuchaczom na chodnikach i przejściach dla pieszych, bo to nieudolna i rozpaczliwa próba wykreowania się na gwiazdki nowej generacji, podjęta przez młodzieńców z odzysku [obciach], a przecież "każde pokolenie ma własny głos", z pełnym szacunkiem dla dokonań Kombi z Panem Łosowskim na pokładzie.
O różnicach poziomu artystycznego i koncepcji ogólnej mówić nie będę, chyba, że ktoś wywoła mnie specjalnie do tablicy.
Klubowe bity - paradoks jest taki, że Kraftwerk nie krył się nigdy z zamiarem tworzenia muzyki tanecznej, ale jakoś mu to nie wychodzi, bo kompozycje same w sobie są taką ucztą dla ucha, że szkoda byłoby je "zadeptać", co przynajmniej mnie bardzo cieszy
. Teraz chyba jednak trochę zmienili profil.
Trochę szkoda, że The Mix, który i tak moim faworytem nie jest, doczekał się porównania z D.A.N.C.E. Cokolwiek by nie mówić, jest ono bardzo na wyrost.
Największym błędem Kraftwerku było odejście od Wolfganga Flüra.