myślę, że może się to spotkać z zainteresowaniem:
[André Breton, Manifest surrealizmu]Andre Breton pisze: Droga wyobraźnio, najbardziej w tobie kocham to, że nie przebaczasz. [...]
Jeżeli czysto informacyjny styl, którego przykładem jest przytoczone tu
zdanie ["Markiza wyszła o piątej"], panuje niepodzielnie w powieściach, to
trzeba chyba przyznać, że ambicja autorów nie sięga zbyt daleko.
Okolicznościowy, gubiący się w szczegółach charakter każdego ich zapisu
nasuwa mi podejrzenie, że bawią się moim kosztem. Nie pozostawiają mi
żadnych wątpliwości co do osoby bohatera: czy będzie blondynem, jak się
będzie nazywał, czy wstąpimy po niego latem? Wszystkie te kwestie muszą być
rozstrzygnięte raz na zawsze, i to na poczekaniu; jedyna rzecz, jaką
pozostawiono do mojego uznania, to zamknąć książkę, co chętnie robię nie
doczytawszy do końca pierwszej strony. A te opisy! Nic się nie da porównać z
ich pustką; to po prostu nagromadzenie katalogowych obrazków; autor pozbywa
się ostatnich skrupułów i korzysta z okazji, aby mi podrzucić widokówki,
licząc na to, że zjedna mnie komunałami. [...] Wierzę w to, że te dwa na
pozór tak przeciwstawne sobie stany, jak sen i jawa, w przyszłości stopią
się w pewnego rodzaju rzeczywistość absolutną, w n a d r e a l n o ś ć
[...].
http://www.nowakrytyka.phg.pl/article.p ... artsuite=6 :
(Fragment II części "Manifestu surrealizmu")Andre Breton pisze:1. Z obrazami surrealistycznymi dzieje się tak samo, jak z obrazami wytwarzanymi przez opium, człowiek ich nie przywołuje, ale "same się nasuwają spontanicznie, narzucają się przemocą. Nie może się ich pozbyć, bo wola jest bezsilna, i nie panuje już nad władzami umysłu". (15) Pozostaje do wyjaśnienia, czy kiedykolwiek "przywoływano" obrazy. Jeśli weźmiemy pod uwagę wspomnianą przeze mnie definicję Reverdy’ego, to wydaje się niepodobieństwem, aby zbliżenie tego, co nazywa "dwoma oddalonymi od siebie elementami rzeczywistości" mogło nastąpić z czyjejś woli. Zbliżenie następuje albo nie następuje, to wszystko.
Zgadzam się z tym, co mówi Breton. Uważam, że muzyka elektroniczna jest w swojej dziedzinie odpowiednikiem malarskiego surrealizmu/abstrakcjonimzu. Moim zdaniem sztuka najwyższej klasy nie może nieść ze sobą przekazu w tradycyjnym tego słowa rozumieniu, bo on ją ogranicza, a ona nie może być obwarowana żadnymi ograniczeniami. Nie mogą jej krępować również środki i to właśnie dopiero muzyka elektroniczna otworzyła przed kompozytorami takie możliwości. Syntezator pozwala "ugniatać dźwięki, jak ugniata się glinę" cytując JMJ. To właśnie dzięki niemu artysta muzyczny może tworzyć dokładnie według swoich zaamierzeń, nie przejmując się granicami wytyczonymi przez udostępnione mu środki (instrumenty) i pójść znacznie dalej niż jego poprzednicy, komponować totalne abstrakcje, kosmiczne w swej istocie, odwołujące się bezpośrednio do podświadomości, nie martwiąc się o symbole, które musiałyby być znane przez obie strony - artystę i odbiorcę - aby tworzyć przekaz.
Zapraszam do dyskusji