Ostatni post z poprzedniej strony:
Co do studyjnych machlojek to bardzo dużo było dyskusji na ten temat. W zasadzie to odsyłam do archiwów MOO, gdzie wałkowaliśmy te tematy wielokrotnie, podobnie jak się to działo i na td-yahoo.A ponieważ siedziałem po kilkadziesiąt godzin na różnymi materiałami to do wymienionych dwóch tytułów mogę powiedzieć:
1. Z Encora prawdziwym zapisem koncertu jest Monolight - utwór zagrany podczas koncertu w Waszyngtonie i zarejestrowany przez lokalne radio (zwróćcie uwagę, jak jakościowo odstaje ten utwór od pozostałej trójki na tej płycie - porównanie można zrobić tylko na starych wydaniach, nowe "definitive edition" ma koszmarnie okaleczony dźwięk, czyt. zremasterowany). No i oczywiście jest to utwór w wersji MONO, na TDTree też jest błąd, że było to stereo. Cziroka była jak najbardziej grana, ale ta z płyty została pięknie zagrana w studio, i dobrze, bo to jedna z lepszych wersji porównując całą trasę 77 roku . Kanion pochodzi z Archiwum X, chociaż przy każdej okazji Frezer zarzeka się, że był grany na koncertacg, z których dziwnym trafem nie mamy bootlegów. A Pustynia, o czym też wielokrotnie trąbiono, zwłaszcza na yahoo, to solówka Baumanna. Bym zapomniał. Zapowiedź Encora jest też z koncertu waszyngtońskiego.
2. Nasz Poland (ten oficjalny). Wszystko na to wskazuje, że w CAŁOŚCI został zgrany i zremiksowany w berlińskim studiu na wiosnę 84 roku. Co ciekawe, tylko przez Frankego i Szmoellinga (Frezer załatwiał byznesy w LosieAngelosie). Nic w tym dziwnego. Zdecydowana większość koncertu leciała z automatów, do których najwięcej dokładał Schmoelling i właśnie Franke. Frezer odstawiał niezły teatr głaszcząc jedynie klawiaturę. Franke też pajacował, udając jak to programuje te swoje sekwencery, ale od czasu do czasu grał naprawdę, jak np. piękny odjazd na ppg, po którym prądu zabrakło . Kordowicz wówczas był w Szwecji, ale przed każdym koncertem leciała z taśmy jego zapowiedź, której fragmenty są na płycie. O tym, że Poland był majstrowany wypaplał swego czasu sam Frezer - w wywiadzie przeprowadzonym przez Rogowieckiego (NonStop) w rocznicę polskich koncertów i przy okazji polskiej premiery Polanda.
Wystarczy na razie. A i jak sobie można wytłumaczyć, że Logos pojawia się w sprzedaży na drugi dzień po londyńskim koncercie. Po prostu sprawna ta produkcja .
PS. "Oficjalny" Poland podoba mi się bez porównania bardziej, niż ten prawdziwy, grany na koncertach. Dlatego też w żadnym wypadku nie ganię pomysłu by odpowiednio opracować, a może nawet i zagrać jeszcze raz w studio to co się gra normalnie na koncertach. Zresztą moja ulubiona w dalszym ciągu płyta Mandarynek - Rykoszet - to po prostu perełka. Ale kiedy słucham oryginalnych materiałów, na których ten Rykoszet zmontowano, to jestem wdzięczny Frankemy, za tę jego olbrzymią pracę. I dokładnie rozumiem, co miał na myśli mówiąc, że musiał przesłuchać kilkadziesiąt godzin okropnej i nietrawialnej muzyki by wybrać z tego jedynie pół godziny...