Ostatni post z poprzedniej strony:
Ja mam na to tak sposob, ze jak mi sie cos nie podoba, to ide dalej. Nawet jesli to jest jakis drobiazg, ktory w czyms przeszkadza. Nie przywiazuje sie do tworcy, moze kilkanascie lat temu odczuwalbym to jako jakas zdrade, ale teraz podchodze bardziej do tego tak, ze skoro tworca mnie nie szanuje jako sluchacza to dlaczego ja mialbym go jako tworce (choc to troche bardziej skomplikowane)? Oczywiscie takie podejscie nie zawsze bywa sprawiedliwe dla tworcy, zwlaszcza w momencie kiedy kto inny wyklada pieniadze na wydanie plyty, ale z drugiej strony to jedyna mozliwosc aby skutecznie wyrazic swoje niezadowolenie. Powiedzmy sobie szczerze, ze gdyby ludzie tego nie kupowali, nikt by tego tak nie produkowal.musman76 pisze: Niestety, płyty powstałe w ostatnich kilkunastu latach pewnie już się na to nie załapią, bo może właśnie materiał źródłowy jest, jaki jest. I chociaż bronię się przed swego rodzaju odwróconym efektem placebo (tzn. tym, że wraz z analizą dynamiki nagrania stracą część uroku), w przypadku ważnych dla mnie tytułów, kupionych z myślą o jakości i o uznaniu dla artysty, pewne poczucie zawodu jednak jest. A także refleksja, że po co zespołowi mającemu już pewną renomę i wydającemu swe najpiękniejsze i największe osiągnięcie artystyczne, takie szkodliwe dla muzyki metody siłowego przebicia się do słuchacza. Podobnie można pomyśleć o wznowieniach płyt, które to płyty mają już wyrobioną markę, chociaż we wszechobecnym gęgocie może faktycznie być ciężko.
A efektem ubocznym mojego podejscia jest to, ze zamiast testowac swoja cierpliwosc i nadzieje na cos tam i w ten sposob tkwic w miejscu, poznalem duzo ciekawej muzyki poszerzajac znacznie swoje horyzonty muzyczne.
Jedyna rzecz tylko moze sprawic, ze harczenie czy rzerzenie mi nie przeszkadza- wartosc w muzyce, bynajmniej nie pieniezna.