Dawno, dawno mnie tu nie było...
Na szczęście odzyskałem hasło i mogę coś napisać.
Z twórczością JMJ mam kontakt od połowy lat 80-tych. Przez ten czas moja przygoda JMJ bardzo ewoluowała. Od zachwytu, podziwu, fascynacji do...
... no właśnie nie potrafię dobrze określić obecnego odczucia.
Miałem okazję wielokrotnie spotykać się z JMJ przy okazji jego przyjazdów do Polski, porozmawiać nie tylko z nim samym, ale też z ludźmi z jego najbliższego otoczenia, min. Fioną Commins, Michelem Geiss`em i innymi.
Te spotkania odbywały się w bardzo przyjaznej atmosferze. Od jakiegoś jednak czasu zacząłem zauważać jednak to, o czym powyżej piszecie. Szczególnie celne są uwagi Jarre3.
Chciałbym, jak większość fanów JMJ (za takiego nadal się uważam), aby wcześniejsze dokonania muzyczne były faktycznie autorstwa JMJ - inaczej wyszlibyśmy wszyscy fani na zmanipulowanych idiotów. Pogodziłem się z tym, iż na tej najnowszej płycie marka Jarre będzie jedynie dodatkiem do całości, jednak czuję się dość mocno rozczarowany. Nie samą płytą jako produktem, bo nawet Little Boots brzmi przyjemnie dla moich uszu, jednak postawą JMJ. I choć z ciężkim sercem, to jednak skłonny byłbym podpisać się pod ocenami zmierzającymi do postrzegania JMJ raczej w charakterze showmena, niż muzyka.
Po przesłuchaniu całej 1-wszej części Electroniki, myślę iż skoro JMJ od zawsze kolaborował (lubię te słowo) z innymi twórcami, a zawsze pozostawali oni w jego cieniu, tą publikacją chce chyba niejako spłacić dług wdzięczności wobec tych, których już nie ma na tym świecie, ale również tym, których w czasach największych sukcesów - nie było jeszcze na świecie.
Niestety po rozstaniu z Dreyfusem, muzycznie się JMJ dość mocno posypał, więc można podejrzewać, że JMJ rozstał się nie tylko ze swoim wydawcą, ale również jego pomysłami, recenzjami. To zaważyło zapewne na tym, iż komercja (przed którą się kiedyś tak zaciekle bronił - vide Music for Supermarkets ) wchłonęła go całkowicie.
Obecna płyta i jej promocja nie jest na pewno tym, czego od JMJ oczekiwali najwierniejsi fani. Powiększy kolekcję podpisanych (bodaj wszystkich), posiadanych przeze mnie płyt. I nawet nie żal słuchać mi jej w samochodzie.
Bardzo podoba mi się recenzja Skydancera, choć z tym seksem to chyba trochę przesadził...
Ja jednak lubię sobie czasem włączyć jakąś starą płytę JMJ i przenieść się w inny świat. Świat, który pozwala zapomnieć o problemach dnia dzisiejszego.
Pozdrawiam wszystkich.