Ostatni post z poprzedniej strony:
Mam dziwne przeświadczenie, że akurat przez ten fragment przenika spora dawka pewnego stereotypu, któremu sam uległem, gdy byłem jeszcze malutkim chłopczykiem. O ile faktycznie w rave'ie nie można się ukazać w dość oryginalny sposób, tak techno przeżywało niedawno swoją drugą młodość - i w nowych formach, szczególnie przy ambientowej stylistyce, potrafi zaskoczyć.PM7 pisze:Znajomość tradycji muzycznej, kształtuje i uwrażliwia, natomiast w przypadku techno, rave czy trip hopu, expresja jest bardzo ograniczona i z góry ukierunkowana na wąski zakres.
A odnoszenie się w jakiś naprawdę wyraźny sposób do tradycji muzycznych w takich gatunkach elektroniki jak ww. jest dla mnie zupełnie bezzasadne. To jak, jak gdyby zaprezentować dany gatunek filmowy w architekturze. Jedno nie wiąże się w jakikolwiek sposób z drugim.
Jak dla mnie nazwanie tego odpadu GOLem 2 byłoby też obrazą dla tej chilloutowej płyty. I dla Francisa Rimberta.Skydancer pisze:Dla mnie np. ta plyta jest beznadziejna z kilku powodow. Wezcie sobie obojetnie jaki koncert skrzypcowy Vivaldiego. I uslyszycie tam wiecej harmonii i melodii niz na calym Oxy 3. Wiec w ujeciu klasycznie rozumianej muzyki ten album to nieslychane dno. Co prawda JMJ tworzyl i zaslynal wlasnie od czego? Od muzyki o prostej zrozumianej tresci w nowoczesnej wowczas kosmicznej formie. Rdzeniem jego muzyki byla jednak tresc czyli melodyka. Z tego zaslynal.
(...)
Dlatego jesli on teraz rezygnuje z tego wszystkiego idac w kierunku minimalistycznym to jest to po prostu nie do zrozumienia i jest to dla mnie obraza dla pierwszego oxy nazywac tak tę nowa plyte. Mogl sobie to nazwac geometry of love 2 i by nie bylo problemu.
Nie chciałbym jednak popadać w takie absurdy, że zaczynamy w jakikolwiek sposób porównywać koncerty Vivaldiego do przypadkowych muzycznych wynaturzeń Jarre'a. Ta płyta jest po prostu beznadziejna i nie szukajmy prób udowodnienia tej tezy sięgając tak daleko wstecz.