Owszem seria jest dobra, ale 11 Moog zawiódł mnie trochę.
To taki miszmasz gatunków. Cześć pierwsza ciekawa, druga może być, ale reszty nie chcę komentować mimo, że to już schyłek płyty (a może się mylę i po prostu muszę jeszcze kilka razy wysłuchać tej płyty, w końcu jakieś zdanie można wyrobić sobie dopiero po wielu miesiącach obcowania z płytą).
Ja gustuję w płytach spójnych, a 'The heart..." brzmi trochę dla mnie jak składanka.
Zdecydowanie bardziej podoba mi się tak nie lubiana dziesiątka: ciekawe entre wprowadzające w somnabuliczno-schizofreniczny klimat obrazujący jakiś wieloletni lot kosmodromem w przestrzeni kosmicznej i jego wpływ na ludzką psychikę (farewell Earth...), rozładowany po kilkunastu minutach wątkami melodycznymi. Wspaniała, wyjątkowa rzecz...I co ważne SPÓJNA !
Od siebie polecić mogę jeszcze części 3,4,6 i 9.