Recenzje spawngamer'aTangerine Dream -mój Top 10

Świetne recenzje płyt, których lubi słuchać spawngamer.

Moderatorzy: fantomasz, spawngamer

Awatar użytkownika

Autor tematu
spawngamer
Habitué
Posty: 2314
Rejestracja: 23 gru 2004, 15:33
Status konta: Podejrzane
Imię i nazwisko:
Lokalizacja: Bydgoszcz
Jestem muzykiem: Nie wiem
Ulubieni wykonawcy:
Zawód:
Zainteresowania: muzyka,film,komiks,książka itd.
Status: Offline

Tangerine Dream -mój Top 10

#39298

Post autor: spawngamer »

10.PERGAMON(1980)
Ten materiał znalazł się najpierw bez tytułu na LP zawierającym dwie suity Quichotte Part 1 i 2 –wydany przez wschodnoniemiecką Amigę-a kiedy jej prawa do niego wygasły w 1986 nowa wersja zaistniała w wytworni Virgin na cd jako Pergamon. Szczerze mówiąc ten winyl kurzy się gdzieś u mnie w piwnicy jaki i inne winyle i nie pamiętam (może ktoś podpowie? ) czy te dwie pozycje czymś się różnią –wyczytałem że niby remiksowano tą na cd.
Bardzo ciekawa pozycja w dorobku TD z przyczyn także pozamuzycznych –materiał to wycinek z koncertu w Pałacu Republiki w NRD- skiej części Berlina-tutaj odbywały się zjazdy partii i różne agitki – w tym miejscu pierwszy raz komunistyczny rząd zezwolił na koncert zespołu ze zgniłego moralnie Zachodu. Po drugie to debiut koncertowy Schmoelling’a w TD ( 31.01.1980 ). Froese zwierzał się w wywiadzie, że nie chciał z tego robić politycznego wydarzenia a jedynie dać ludziom dobry koncert. Przebieg przydziału biletów kojarzy się mocno z koncertem w Pekinie JMJ – większość biletów otrzymali partyjni bonzowie i ich świty z rodzinami –reszta biletów dla zwykłych ludzi rozeszła się w pięć minut....
Najbardziej cenię sobie część pierwszą –fortepianowe intro to jedna z piękniejszych solówek TD – zagrał ją Schmoelling wyśmienicie –wprowadza element błogiej zadumy...potem już odważniej, z towarzyszeniem sampli by znowu się wyciszyć –bardzo piękny fragment.Potem już dochodzą do glosy syntezatory i płynie typowo berlińskie brzmienie –trudno tu coś wyróżnić – całość jest na równie dobrym poziomie
Jak dla mnie trochę odstaje część druga której większość sprawia wrażenie trochę przynudnawej albo inaczej –nie za wiele wnoszącej do gatunku. Stąd pozycja 10.(8.81/10)
01 Quichotte Part 1 23.33
02 Quichotte Part 2 22.38

9.LE PARC(1985)
Nagrana w studio na przełomie stycznia i lutego 1985 roku w końcowej fazie obecności J. Schmoellinga (ostatni wspólny studyjny album –nie licząc Kyoto). Jest to zarazem pewien punkt zwrotny w historii TD- mamy tu odejście od długich 20 minutowych suit w stronę kilku minutowych melodii . Froese chciał stworzyć album inspirowany podróżami i przeżyciami zespołu i wybór padł na muzyczną opowieść o parkach i ogrodach, które odwiedzili.
Najciekawsza płyta tematyczna TD.
Myślę że jej siłą jest to, że mamy tu zbiór różnych brzmieniowo i dźwiękowo melodii mających odzwierciedlić , albo właściwie przełożyć na język muzyki odczucia jakie rodzą się na widok różnych znanych miejsc odpoczynku wśród zieleni. Na wstępie mamy piękną muzyczną historię o lasku bulońskim chyba moją ulubioną na tej płycie, potem energiczną, zdynamizowaną opowieść o wplecionym w industrialny moloch Central Parku w NY. Park Gaudiego w Barcelonie kojarzy się z podziwem dla przestrzeni i formy . Tiergarden –słychać ukojenie i spokój jaki towarzyszy pobytowi w tym miejscu – no i zapewnie nostalgię –wszak to Berlin. Zen Garden w Kyoto oddany jest w klimacie ...zen właśnie czyli swoiste medytacyjne dźwięki i nastrój wyciszenia i wewnętrznego spokoju. Kolejne amerykańskie miasto moloch czyli LA i kolejny park którego nastrój najlepiej recenzuje wstęp- odgłos przelatującego samolotu pasażerskiego –jest głośno, szybko, dynamicznie. Londyński Hyde Park rozpoczyna się udziwnionymi dźwiękami –no cóż znany jest głownie jako miejsce nieskrępowanych tyrad na nieraz absurdalne tematy-potem już jest sugestywne przedstawienie jego charakteru –nie jest to wyciszony ogródek ale też nie hałaśliwe miejsce a’la parki amerykańskie. Nowoczesność słychać też w opowieści z Sydney ale nie jest ona aż tak akcentowana jak w parkach USA. Finałowy Yellowstone to dowód na to że Ameryka ma jeszcze dzikie, nie zdominowane przez wpływ cywilizacji olbrzymie tereny – ten temat wyraźnie oddaje choćby przez wokalizę (uwaga! To Claire Torry znana z Great Gig In The Sky na Dark Side Of The Moon !)obraz olbrzymiej przepięknej przestrzeni .
Trio Froese , Franke, Schmoelling wypuszczało po kilka płyt rocznie –można je sobie raczej podarować –ale zawsze zdarzała się jedna perełka . Rok 1985 przyniósł właśnie tą znakomitą płytę.(9.14/10)
01 Bois De Boulogne (Paris) 5.07 (5.25)
02 Central Park (New York) 3.37 (3.40)
03 Gaudi Park (Guell Garden Barcelona) 5.10 (5.16)
04 Tiergarten (Berlin) 4.28 (3.22)
05 Zen Garden (Ryoanji Temple Kyoto) 3.07 (4.31)
06 Le Parc (L.A.- Streethawk) 2.56 (3.22)
07 Hyde Park (London) 3.50 (3.58
08 The Cliffs of Sydney (Sydney) 5.20 (5.43)
09 Yellowstone Park (Rocky Mountains) 6.10 (6.12)

8.ENCORE(1977)
Tą płytę tworzył jak dla mnie najlepszy skład Froese, Franke, Baumann.Ten ostatni zresztą na tej płycie pojawia się w TD...poraz ostatni. Jest to melanż tego co zespół zagrał podczas dwóch tournee po USA , wiosną 1977 roku ( to bardzo umowne określenie tego co znalazło się na płycie...). Zdradza to zresztą okładka –zdjęcie zespołu na scenie w tle z wykorzystanym wówczas do efektów wizualnych laserem wplecione w flagę amerykańską-ciekawostka –LP wydano także w 1977 roku w Jugosławii-ale za rządów Tito amerykańskie akcenty , znaczy imperalistyczne nie były mile widziane –stąd gratka dla fanów –zdjęcie Moniki Froese pozostało ale flaga zniknęła.
Początek przypomina .. początki TD czyli Pink Years – brak linii harmonicznej, dziwne wtręty dźwiękowe aż nagle z głębi wydobywa się charakterystyczne pulsujące brzmienie. Hipnotyzująca fraza jak dla mnie nie zdradza jeszcze nic co powalałoby na kolana. Suita Cherokee Lane zacyna działać na mnie dopiero od 12 minuty. Potem jest już fenomenalnie. Monolight rozpoczyna się wprawkami a’la Zeit czy Alpha Centauri by potem popłynąć w stronę spokojnej nastrojowej melodii –od 8 minuty pojawia się wolta w nastroju –rozedrgane, nerwowe dźwięki mogłyby z powodzeniem wspomóc nie jeden serial sensacyjny. Równie dziarsko dzieje się na Coldwater Canyon ,ale moim faworytem jest Desert Dream –niby eksperymentalne ale zarazem jakieś takie bardzo poukładane – i w formie i w treści (9.22/10)
01 Cherokee Lane 16.07
02 Monolight 19.37
03 Coldwater Canyon 17.40
04 Desert Dream 17.33

7.TYGER(1987)
Niektórzy uważają że wokalne popisy Jocelyn Smith z wysoce melodyjną naturą kompozycji składających się na Tyger to kolejny etap staczania się w komercję przez TD. Uważam że to wielce krzywdząca opinia abstrahując już dyskusyjny fakt, ze komercja nie może być sztuką.
Tak jak nie przepadam za innymi płytami tej grupy z wokalem tak teksty preromantyka Blake’a i świetny głos J.B. Smith plus ładne , niebanalne melodie ( też macie skojarzenia z Laurie Anderson?) wyróżniają na tej płycie i tytułowy Tyger a zwłaszcza London. Lepiej by się chyba stało gdyby ta kompozycja znalazła się jako klamra spinająca tą płytę na jej końcu . Jak dla mnie Alchemy Of The Heart,Smile,21st Century Common Man wytracają moc tych utworów. Co oczywiście nie znaczy że są złe wprost przeciwnie to bardzo dobre kawałki o zmiennych, ciekawych klimatach. Zresztą pierwotnie na LP nie było kompozycji ostatniej i płyta zawierała tylko jeden utwór bez wokaliz (Alchemy Of My Heart).To jedyna płyta z Haslingerem, która trafiła do mojej dziesiątki .(9.32/10)
01 Tyger 5.45
02 London 14.21
03 Alchemy of the Heart 12.23
04 Smile 6.09
05 21st Century Common Man (Parts 1 & 2) 8.50

6.HYPERBOREA(1983)
W sierpniu1983 roku ukazał się ostatni album TD zrealizowany dla wytwórni Virgin Hyperborea, którego tytuł nawiązuje do mitologii skandynawskiej i oznacza krainę wiecznego słońca, ziemskiego raju w ziemi mrozów i zimnych wiatrów. W jednym z wywiadów Johannes Schmoelling wspominał że powstanie Hyperborei było zdeterminowane przez nową generację cyfrowych syntezatorów jak i technologii samplingu. Stworzyli nowe struktury rytmiczne przy użyciu arpeggiatora.
Rozpoczynający płytę No Man’s Land powstał pod wpływem soundtracku do filmu Gandhi. Stylistycznie bardzo różny od tego co oferowało do tej pory TD ale przez to brzmi niezwykle świeżo i ciekawie. Mój faworyt na tym krążku na którym wyraźnie słychać że dużą przyjemność trio Schmoelling, Franke, Froese miało z używania cyfrowych zabawek. Tytułowy utwór wprowadza klimat zadumy, maluje obraz spokojnej przestrzeni by gdzieś od 4 minuty przejść po samplu imitującym wiatr w odmienny , bardziej dziarski motyw. Cinnamon Road nie wyróżnia się szczególnie , ot ładna melodia a wieńczący płytę Sphinx Lighting to pulsujące sekwencery w starym stylu które powoli wygaszają się by przenieść drugą część utworu w nastrojowe, wyciszone brzmienia. ( 9.35/10)
01 No Man's Land 9.03
02 Hyperborea 8.31
03 Cinnamon Road 3.54
04 Sphinx Lightning 20.01

5.POLAND(1984)
Trio Froese, Franke, Schmoelling w krajach bloku wschodniego dało najpierw koncert w NRD (Pergamon) a następnie zimą 1983 zawitało do Polski. 10 grudnia dała na Torwarze 2 koncerty stąd płyta –oczywiście wykorzystano tylko część materiału, zremiksowano go i podrasowano.
To smutne ale istnieje tylko jedno, amerykańskie wydanie zrobione jako 2 cd obejmujące całosć tego materiału z LP. Pozostałe wydania okaleczają ten materiał –a to nie ma Tangent a to Barbakane jest krótszy o 4 minuty...swoiste barbarzyństwo ze strony wydawców usprawiedliwiono dodaniem podtytułu Extracts From Poland – The Warsaw Concert .
Niestety takie wydanie przyszlo mi opisać choć w piwnicy leży gdzieś w stercie winyli polskie LP gdzie jest cały oficjalny materiał.
Ktoś mógłby zarzucić kumoterstwo – wiadomo płyta z polskich koncertów to Polacy tworzą wokół tej płyty jakieś swoiste misterium. Ale to nieprawda. Jeśli nawet może dla nas mieć znaczenie głos Kordowicza na początku ( cóż za wspaniałe uwiecznienie tego popularyzatora el muzyki w jej historii!) to jednak to co następuje potem muzycznie jest porażające –znakomite intro tytułowego utworu rozwijające się w 11 minutową część nie pozwala być obojętnym na tą znakomitą muzykę, w jakby drugiej połowie zespół daje nam odetchnąć po tym elektryzującym wstępie, spokojną przepiękną melodią całkowicie wyciszającą emocje by od 16 minuty zaatakować znów bardziej zdecydowaną porcją decybeli. Powiem tak, jestem podwójnie uradowany – po pierwsze że to taka znakomita muzyka, po drugie że tytuł na cześć naszego kraju. Barbakane wieńczy to co wykrojono na singiel czyli Warsaw In The Sun i szczerze męczy mnie już to brzmienie...reszta suity jest równie piękna co Poland. Za najmniej efektowny, burzący pewien poziom płyty uważam zaś Horizon. Stąd pozycja szósta... (9.45/10)
01 Poland 22.29
02 Barbakane 13.55
03 Horizon 21.07

4.FORCE MAJEURE(1979)
Po tym jak Jolliffe odszedł z grupy Froese i Franke nagrali w Berlinie nowy album samemu. Wspomagał ich Klaus Krüger na bębnach i inżynier dźwięku Edvard Meyer na wiolonczeli. Nagranie na przełomie sierpnia i września 1979 Force Majeure spotkało się z bardzo dobrym przyjęciem krytyki jak i okazało się sukcesem komercyjnym ( angielski Top 30).
Tytułowe Force Majeure- Cztero minutowy początek nawiązuje do stylistyki Pink Years i co ważne wyraźnie wykorzystuje syntezatory - ciąg dalszy to głównie bębny, gitara elektryczna i dźwięk fortepianu –ciekawy, przypominający trochę dawne nagrania kraut rockowe nastrój słucha się znakomicie. Po siódmej minucie talerze i gitarę wspomaga już brzmienie analogów. Znakomita suita wpada w typowo sekwenserowe, ale spokojne klimaty od 12 minuty. Bardzo ciekawa wielonastrojowa część płyty. Rozpoczynająca się od gitarowych riffów Cloudburst Flight to swoista kwintesencja tego jak powinna być zbudowany świetny el utwór. Metamorphic Rocks przechodzą zaś od spokojnego klimatu do wielce energetyzującego rytmu od 4.30 –niestety chyba nie starczyło twórcom pomysłu na wykończenie tej części płyty i brzmi on najsłabiej, bo zwyczajnie monotonnie. (9.53/10)
01 Force Majeure 18.18
02 Cloudburst Flight 7.21
03 Thru Metamorphic Rocks 14.15

3.EXIT(1981)
Znowu trio Schmoelling,Franke, Froese.Płytę zrobiono najnowocześniejszymi na ówczesne czasy instrumentami (Fairlight Computer, konsola miksująca MSI).I tak na tym studyjnym albumie obyło się bez inżyniera dźwięku i instrumentów akustycznych.
Kiev Mission to jeden z moich ulubionych kawałków TD –klimat tej muzyki zderzony z monodeklamacją po rosyjsku o pokoju i porozumieniu powala mnie do dziś – należy się tu doszukiwać podtekstów politycznych ( Froese był mocno zaangażowany w ruch antywojenny) ale zarazem to zabawa brzmieniem tego dźwięcznego języka. W połowie następuje zmiana melodii –ale nadal jest genialnie. Powiem tak ,jak dla mnie, od tej płyty poprzeczka jest już ustawiona tak wysoko, że trudno coś mówić o el muzyce nie znająć dokonań TD z mojej top 10 przynajmniej od tego miejsca. Ponowne wykorzystano to brzmienie na Pilots Of Purple Twilight.Chorozon to jakby młodszy brak Warsaw In The Sun tyle że według mnie ciekawszy. Trudno też coś zarzucić kolejnym utworom ale zdecydowanie wyróżnia się według mnie zakończenie –Remote Viewing –początkowy niepokojacy nastrój przechodzi w przepiękną delikatną solówkę na tle której powoli najpierw jako tło, przebiją się na czołowe miejsce berlińskie sekwensery. Jedna z najładniejszych melodii TD.(10.07/10)
01 Kiew Mission 9.18
02 Pilots of Purple Twilight 4.19
03 Choronzon 4.07
04 Exit 5.33
05 Network 23 4.55
06 Remote Viewing 8.20

2.STRATOSFEAR(1976)
Oprócz dobrze znanego instrumentarium muzycy zaskoczyli użyciem na tej studyjnej płycie całej gamy instrumentów akustycznych. Wykorzystano też komputerowo generowane sekwencje perkusyjne . Przygotowywaniu płyty w lecie 1976 roku w Audios Studio w Berlinie towarzyszył cały ciąg przykrych wydarzeń- a to kłopoty z nowym syntezatorem Baumanna a to zepsucie multi traków, systemu Dolby w studiu nagraniowym, zaginięcie taśmy matki, tajemnicze zmazanie skończonych nagrań, spalenie konsoli miksującej .Dochodziło też do tarć wewnątrz grupy na temat jakie nagrania wybrać na płytę.
Pomimo ze cała ta płyta to klasyczne analogowe rozwinięte sekwencje to wyraźnie słychać już obranie przez zespół komercyjnego kierunku rozwoju ich muzyki. Doszły do głosu bardziej uporządkowane struktury muzyczne i wyeliminowano psychodeliczny VCS3 dając słuchaczom łatwiejszy w odbiorze materiał. Porzucili symfoniczno-progresywną ścieżkę –czyste melodyjne linie
Tytułowy Stratosfear –utwór nagrany w tonacji E minor rozpoczynają dźwiękiz 12 strunowej gitary –piękny senny, rozmarzony wstęp przechodzi w hipnotyzujący pulsujący rytm- nasączone mellotronem melodia wspaniale koresponduje z delikatnymi pasażami z keyboardów -głowny motyw na moogi i mellotron przewija się przez całą kompozycję by wyciszyć się i oddać pola przez ostatnie dwie minuty gitarze z delikatnym dialogiem z syntezatorami– dodajmy znakomity!
"The Big Sleep in Search of Hades"- otwierająca i zamykająca część przypomina barokową sonatę opartą na dialogu klawikordu i mellotronowego fletu i zbudowana jest na zasadzie główny temat, interludium, powtórka, zakończenie. Interludium przypomina czasy zabaw psychodelią ale mocno zaprawione nowym brzmieniem TD. Utwór krotki acz bardzo treściwy , spokojnie mógłby być rozwinięty w parunastominutową suitę.
"3am at the Border" nastrojowy utwór , swoista reminiscencja prac Clustera. Moog, mellotron, rytmy komputerowe i Fender Rhodes wspaniale współbrzmią na 3am. Ciekawe brzmienie daje też harmonijka –gdy Franke przyszedł z nią do studia myślano że robi sobie żarty i dopiero gdy wysłuchano efekt końcowy reszta grupy przystała na pozostawienie jej na płycie. Ten utwór jest najbardziej kosmiczno – egzotyczny- na wpół tajemnicze brzmienie oddaje wspaniale dziwny niby to spokojny nastrój który wprowadza jakiś taki podskórny niepokój.
I wreszcie Invisible Limits . Zaczyna się jak gdyby było przedłużeniem utworu poprzedniego , powtarzające się akordy jako motyw przewodni i dołączające kolejne dźwięki –nagle dzwon urywa tę część utworu który zmienia oblicze i odchodzi w berlińskie pulsacje by znowu dokonać wolty –piękne solówki pianina i fletu.
Na tej płycie nie ma słabej części . Są tylko doskonale lub świetne.(10.62/10)
Edgar Froese (6 & 12-string guitars, harmonica, piano, Mellotron, Moog synthesizer, bass); Chris Franke (Mellotron, harpsichord, organ, Moog synthesizer, percussion, loop); Peter Baumann (electric piano, Mellotron, Moog synthesizer, programming).
01 Stratosfear 10.33
02 The Big Sleep in Search of Hades 4.26
03 3 am at the Border of the Marsh from Okefenokee 8.48
04 Invisible Limits 11.25
1.RICOCHET(1976)
To nowy rozdział w muzycznym rozwoju TD , którego granice kończyły się w połowie lat 80 – tych albumami złożonymi z krótkich , kilkuminutowych utworów a zarazem znakomite preludium do innego blockbustera - Stratosfear.
Prawdziwa ściana mrocznych wibrujących sekwencji wymieszana z ciekawymi motywami muzycznymi –dla mnie to najciekawszy styl TD najbliższy mojemu sercu.
Wszystkie te struktury są na najwyższym poziomie z prostej przyczyny –z kilometrów taśm Froese wybrał i skompilował najciekawsze fragmenty i bardzo przyłożył się do dopracowania wszystkich detali –stąd ta płyta jak dla mnie brzmi wciąż świeżo i niezwykle.
Płytę wystylizowano na album live ale naprawdę to właściwie dopiero w studio dokonano rzeczywistej obróbki materiału stąd notatka że album jest nagrany podczas koncertów we Francji i Wlk. Brytanii.
Już pierwsza część od początku poraża mnie swą melodyką i motywami które oszczędnie eksploatowane dają niesamowity efekt. Nie ma tu ani jednego przypadkowego dźwięku-płyta jest znakomicie przemyślana i dopracowana – poszczególne elementy tworzą niesamowity nastrój wpływający mocno na emocje (bynajmniej moje).
Można ten utwór podzielić na trzy części –pierwsza-wprowadzenie- liczne wstępy –gitara elektryczna, perkusja –spokojny ale jakiś taki doniosły nastrój, który zostaje zróżnicowany od siódmej minuty zaczyna się zaś część druga –ekspozycja- jazda bez trzymanki na rollercoasterze albo gdzieś w przestrzeni kosmicznej w nadświetlnej. Wchłania słuchacza do swego świata nie pozwalając mu na oddech. To tak naprawdę pierwszy album gdzie na taką skalę pojawia się słynny Tangerinowski pulsujący rytm. Harmoniczny styl, melodia to porzucenie tego co prezentowano na mocno eksperymentalnych płytach z lat wcześniejszych –zamknięcie-styl wprowadzenia, uspokojenie muzycznego pejzażu.
Drugą część otwiera przepiękne fortepianowe intro , do którego po chwili dołącza flet. Bardzo subtelna melodia stopniowo wyciszana z delikatnym brzmieniem syntezatora w tle –w końcu flet samotnie kończy tą część i gwałtownie przechodzimy to wspaniałych dźwięków elektronicznego instrumentarium – swoisty majstersztyk manipulacji odczuciami słuchacza. Kolejne pojawiające się ozdobniki, wprowadzane są dla spotęgowania nastroju i powtarzają się jako podkład. Mamy tu połączenie polifonii, rytmu i melodii w niespotykanym dotąd u TD sposobie. Zresztą po prostu najlepiej puścić sobie 2 część i wysłuchać.
Muzyczne ornamentacje plus melodyjność tej płyty tworzą jak dla mnie niesamowity niedościgniony klimat .stąd miejsce 1 (12/10)
A na okładce jedno z ciekawszych zdjęć autorstwa Moniki Froese
Edgar Froese / synthesizer, bass, guitar, keyboards
- Peter Bauman / keyboards, drums
- Christoph Franke / keyboards
01 Part One 17.02
02 Part Two 21.13



Link:
BBcode:
HTML:
Ukryj linki do posta
Pokaż linki do posta