Ostatni post z poprzedniej strony:
Jak pracujesz na tasmie, to moze i tak, tam moze i nie ma miejsca na inicjatywe, ale nadal mozesz np. wykonywac ja szybciej, sprawniej, lepiej jakosciowo, itd., co moze miec znaczenie np. dla kariery.PM7 pisze: Z tego co widzę, większość zawodów nie wymaga wykonania pracy lepiej niż inni, tylko po prostu wykonania roboty w jakimśtam czasie, a drogi awansu i tak są zamknięte albo uzależnione od jakiejś formy nepotyzmu albo w ogóle nie istnieją.
Imho odnosi sie to do wszystkich zawodow. Jesli ktos chce robic cos wiecej niz inni i rozwijac sie, to zwieksza swoje szanse na to aby to ktos zauwazyl, docenil, co sila rzeczy powoduje, ze czlowiek sie wspina czy po szczeblach kariery, czy finansowo, czy pod wzgledem satysfakcji swojej i innych, itd. To dziala dokladnie w tak prosty sposob.PM7 pisze: Co innego w przypadku niektórych zawodów inżynierskich, które wykonuje jakiś nikły mimo wszystko % ludzi, którzy podjęli właściwe decyzje kiedy mieli lat naście.
To postaraj sie poznac innych ludzi. Warto.PM7 pisze: Zdecydowana większość ludzi których znam, chce tylko odwalić robotę żeby mieć na koszty życia, a po wyjściu z pracy o niej zapomnieć i zająć się czymś innym, a umowa o pracę i stałe godziny to luksus.
To, ze komus sie nie che, to juz jest jakby jego problem, bo to automatycznie go dyskwalifikuje w tym zeby mial na wiecej niz tylko koszty zycia. Ci ktorzy cos osiagneli zdecydowanie ida znacznie dalej zawsze i wszedzie bez wzgledu na klody pod nogami.
To "musi" jest bardzo relatywne. To "muszenie" to jest efekt okreslonych decyzji, ktore ludzie podejmuja, a potem znajduja sie w sytuacjach- efektach swoich decyzji.PM7 pisze: To nawet nie wydaje się specjalnie możliwe żeby było inaczej, wiekszość musi wykonywac nudne zawody, żeby miał kto zapłacić tej garstce która projektuje wieżowce, samoloty i gra koncerty.
Sadzenie, ze nie moze byc lepiej prowadzi do wyuczonej bezradnosci, co jest zaburzeniem poznawczym i to chyba dosc powaznym.PM7 pisze: Sądzenie że może być lepiej, prowadzi do wiecznego niezadowolenia ze swojego położenia, w efekcie anhedonii i w skrajnych przypadkach utraty zdolności do jakiegokolwiek działania. Tak jest zbydowany mózg i układ serotoninowy, brak marchewki wyłącza prąd.
Ale wlasnie dokladnie tak jest. Zawsze znajdzie sie ktos, kto bedzie umial z tej rudy cos zrobic. I o to w tym wszystkicm chodzi zeby w danym momencie wlasnie byc tym kims kto to potrafi. A gdy po drodze sa inni, ktorzy tez potrafia- zeby byc od nich lepszym. Proste jak drut.PM7 pisze: A ja tutaj właśnie nie upraszczam do tego stopnia aby mówić że do zbudowania konstrukcji stalowej wystarczą złoża rudy żelaza.
Dopoki czlowiek jest sprawny intelektualnie i fizycznie, dopoki nie ma wojny i kataklizmu moze w wystarczajacym stopniu pokonywac swoje ograniczenia, co wiecej, pokonywac wiekszosc innych, bo wiekszosci sie nie chce zazwyczaj palcem kiwnac. W wystarczajacym tzn. lepiej niz inni na tyle aby byc decenionym przez innych. Trzeba tylko chciec a pozniej realizowac z konsekwencja, co czesto oznacza nascie albo dziesiat lat ciezkiej pracy. Po prostu nie ma drogi na skroty.PM7 pisze: Każdy ma swoje ograniczenia (jednym, z moich jest np. to że nie zapamiętuję nazwisk ani twarzy) i można je oczywiście przełamywać, z różnym nakładem sił, większym lub mniejszym. I istotnym jest określenie, przezwyciężanie których jest racjonalne.
Kwestia odpowiednich decyzji. Jak chcesz grac na pianinie idziesz tam gdzie to pianino maja- czyli np. do szkoly muzycznej, jesli cie nie stac na kupno wlasnego. To, ze ktos chce przyoszczedzic, to jest jego najczesciej nie wyedukowana decyzja. Ci, ktorzy chca, robia taki postep, ze w krotszym badz dluzszym czasie dochodza do tego, ze to slepa uliczka. Ludzie z rodzin muzycznych moze i maja wstepna przewage, ale nic nie zastapi woli i ciezkiej pracy. Rodzina tego za delikwenta nie odwali.PM7 pisze: Ja przecież nie mówię o drogim modelu Bosendorfera, tylko o dobrym fortepianie. A na początek potrzebne jest co najmniej dobre pianino akustyczne. Nawet tutaj ludzie z rodzin muzycznych mają ogromną przewagę nad całą resztą, nie w dostępności do instrumentu, tylko w wiedzy coś do czegoś nadaje, a co jest bezużyteczne czy wręcz szkodliwe.
Jak powiedział pewien stroiciel o rodzicach kupujących tanio źle brzmiące pianina, mówiących "Nie wiadomo czy coś z tego będzie": "Wiadomo, nic nie będzie. Żaden talent nie wygra z brakiem infrastruktury".
Problemy stwarzają też instrumenty elektroniczne. Wiele osób idzie tą drogą z różnych względów, na ogół żeby przyoszczędzić. Niestety nawet urządzenia zaprojektowane jako pianina cyfrowe, przez producentów produkujących nawet dobre fortepiany akustyczne, to niewiarygodny szajs który staje się dywersantem.
Stosujesz selekywne abstrahowanie. Rynek muzyczny nie rozni sie niczym od innych rynkow, tyle, ze liczby sa inne, ale dysproporcje wystepuja wszedzie. Nawet na naszym globie jest miejsce moze dla pol miliarda ludzi podczas gdy jest ponad 10 razy tyle i co? W kazdym zawodzie masz konkurencje i ci, ktorym sie chce i robia wszystko aby sie dowiedziec jak to chcenie zrealizowac- wygrywaja. Ci, ktorym sie nie chce ida do nudnej roboty, bo nie maja wiekszych oczekiwan, o ile ktos im ta robote da. Proste jak drut.PM7 pisze: Możemy wejść na wyższy i rozmawiać o setkach profesjonalnych muzyków którzy nie pracują w wyuczonym zawodzie. W moim rozumieniu, rynek muzyczny to jest taki klub, w którym jest miejsce na 100 osób, a chce tam wejść 100 tysięcy. Podaż przewyższa popyt do tego stopnia, że pchanie się tam to głupota.