00adamek pisze:No cóż, wolę "marnować" swój czas na takie produkcje, niż na większość współczesnych. Szczerze mówiąc, jak dla mnie, do poziomu TD, ich stylu z lat 70-80, nikt z współczesnych, nawet się nie zbliżył, z wyjątkami, które można policzyć na palcach jednej ręki. Nawet jeśli Perge jest wtórne, i na bazie inych dokonań, to wolę taki klimat i takie klasyczne brzmienie z wszystkimi tymi fujarami, smykami, chórami, trąbkami oraz obojami na bazie melotronu, z tym dialogowaniem instrumentów, niż plastikowe współczesne produkcje, gdzie przeważają muzyczne plamy krojobrazowe, gdzie dialogu, tematu czy solówki, jest jak na lekarstwo. Gdzie, jak tylko usłyszymy przwoite sekwencje, to już uważamy, jaki to dobry "berlin" czy beton. Dobre sekwencje wg mnie, są tylko odpowiednim dodatkiem nawet nie są bazą, gdzie bez pozostałego "wyposażenia" dany utwór, nie pozyska uznania.
Nawet Redshift trochę w pewnym momencie wpadł w tę pułapkę, bo na nowszych płytach brakuje tych wyraźniejszych motywów - na szczęście "Life To Come" godził to wszystko, a do tego brzmiał jak na to klasyczne brzmienie dość... świeżo.
Akurat w sferze nowych muzyków berlina zawsze będę podawał przykład Lawlera, co akurat wielu nie przekonuje.
Ale było też Node, które szczególnie na drugiej płycie wyraźnie eksponuje w utworach tematy i melodie, co przyniosło jak dla mnie świetny efekt. Na jedynce tego trochę brakuje.
Kolejny punkt to te ambientowe plamy i sekwencje. Śmiało mogę powiedzieć, że przynajmniej 2/3 muzyków dzisiaj grających "berlin" chce polegać na tym utartym schemacie.. Co gorsza, brzmienie cyfrowe tych sekwencji kompletnie się nie nadaje do grania berlina, co słychać na produktach takich asów jak Schonwalder, Kistenmacher czy Emmens. Dzięki temu ich płyt nie da się słuchać. Nawet Brendan Pollard, który wiernie naśladuje brzmienie Mandarynek, po prostu nudzi.
A przecież wystarczy się cofnąć do tych lat 70., 80. i przysłuchać się tym mniej popularnym płytom. Gdzie się ucha nie przystawi, tam właściwie te tematy, motywy i solówki są najistotniejsze, a sekwencje są tylko dodatkiem, który "robi różnicę". Clara Mondshine, Cultural Noise, Wolfgang Duren, Wavestar czy takie mniej znane zespoły jak Cybotron, Peru czy Ose. Do tego dochodzą muzycy zza żelaznej kurtyny, którzy też stawiali na to spory nacisk. Już nie wspomnę o Pinhasie, który na takim "Iceland" czaruje w sposób niesamowity. Znakomity progresywny minimalizm.
W tamtych czasach, praktycznie każde wydanie, kolejnej płyty TD, było wydarzeniem artystycznym. W obecnej zalewie pojawiającego się materiału, nie ma na to miejsca.
Tutaj trochę bym też uważał, bo z perspektywy czasu taki Logos jest po prostu uszytym na miarę dawnych utworów zbiorem mniej lub bardziej udanych melodyjek. Ale poza tym zgadzam się.
Co do Perge, to zawsze uważałem, że jest mnóstwo materiału bootlegowego TD z lat 70 tych, który można, a niekiedy trzeba "odtworzyć" ponownie, w ramach pewnych wariacji muzycznych, za to w lepszym technicznie brzmieniu niż zostało to zarejestrowane pierwotnie. (...) Dla mnie Encore bez problemu mógł być albumem poczwórnym a nie podwójnym w wersji analogowej, tym bardziej, że uważna lektura nagrań z TT czy TL tamtego okresu(turne w USA 1977), nie zawiera nawet cytatów z utworów jak Desert Dream czy Cold Water Canyon, co świadczy, że były studyjną robotą na potrzeby tej płyty. Zawartość pozostała, która nie była wydana w ramach Encore, a zawarta na przykład na TT vol. 18 (Canada, 9 April 1977, Montreal Place Des Arts), jak dla mnie, czeka na kogoś takiego jak Perge. Takich nagrań oczekujących na ich "poprawę" jest znacznie więcej np.:
TTree vol 27: Belgium, 9th February 1976( Brussels Auditorium Paul-Emile Janson),
TTree vol 06: Bilbao Pabellón de la Casilla, 31 January 1976,
TTree vol 01: England, 08 November 1976(Nottingham Albert Hall),
TTree vol 13(Manhaim Mozart Saal 1976).
Pokaźna skarbnica tematów, klimatu i brzmień.
Jeśli znajdą się na to słuchacze... nie ma problemu. Do koncertu brukselskiego i tego w Kraju Basków dołożyłbym jeszcze jeden z koncertów z trasy brytyjskiej z 1981 roku. Grany wtedy pierwszy set był i jest wciąż jednym z większych osiągnięć artystycznych zespołu, choć mocno zapomnianym. Znakomita wariacja Logosa, Sobornost czy suita Digital Times. Za odtworzenie tego materiału rzeczywiście miałbym wielki szacunek do muzyków Perge.