Belmondo pisze:
Dokladnie tak, widze, ze zaczynasz lapac i niedlugo zaczniesz zarabiac kase
.
Nie wiem jak w czolgiscie, ale w wielu grach organizowane sa zawody a nawet mistrzostwa swiata i oprocz podlego splendoru mozesz zarobic chyba nawet nie mala podla kase.
Tez dzieciaki musza wypracowac okreslone umiejetnosci, a to ze w zyciu doroslym sa prawie zupelnie nieprzydatne (do pewnego stopnia, bowiem czesc umiejetnosci moze sie przydac jak np. szybsza decyzyjnosc) to jest zupelnie inna sprawa, dzieciaki o tym nie mysla, natomiat jest to dla nich pasja, ktorej sie oddaja.
Poza tym że to jest niemal kompletnie bez sensu to jest to samobójstwo. Gra w grę komputerową, czy w karty ma sens tylko o tyle o ile służy wyłącznie odprężeniu i zajmuje jakiś nikły % czasu życia. Oczywiście są ludzie którzy z tego żyją, ale to promil.
Belmondo pisze:
W kategoriach komercyjnych- dokladnie tak! Widze, ze sluzy Ci dyskusja
Dyskusje kształcą, natomiast sam pomysł jest obrzydliwy. I pokazuje że to droga donikąd. Gdyby przetworzyć i przehandlować Jowisza to by była katastrofa dla warunków życia na Ziemi. Właście takie neoliberalne myślenie doprowadza właśnie do tego że ludzkości grozi zagłada z powodu głodu i zanieczyszczenia.
Belmondo pisze:Byc moze bylo wiele.
O ile pod decyzja moze i istnieje jeden podpis, to skladaja sie na nia konsulatcje i opinie specjalistow (w tym glow panstwa, ktorzy maja jeszcze swoich doradcow, itd) w tym wiekszej ilosci im powazniejsza dana sytuacja.
Tak było w przypadku baz lądowych.
Nieco inaczej sprawa mogła wyglądać na okrętach podwodnych i parę dekad wcześniej. Czołg, okręt, czy samolot, nie może uzależniać podjęcia walki od posiadania łączności, której w warunkach wojny często może nie być.
seth pisze:
Tak to sobie wyobrażasz, ktoś biega od silosu do silosu po całym kraju i jak to napisałeś programuje rakiety - ciekawe kiedy by skończył? A co z okrętami podwodnymi? Może raczej lepiej być przywódcą (patrz - jeden człowiek) i wydać polecenie ataku?
Z Silosami Belmondo ma rację. Po pierwsze były potężne, zdublowane albo i potrojone systemy komunikacji przez radio i kable i cała procedura autoryzacji, zarówno przez Kreml jak i osobno przez dowództwo. W późniejszym okresie jak już były takie możliwości techniczne, to wprowadzono jeszcze system który po jakimśtam czasie od utraty łączności pozwalał wystrzelić z silosu własnego satelitę telekomunikacyjnego i jeżeli ten by nie nawiązał łączności to wówczas komputer automatycznie odpalał wszystkie rakiety na zaprogramowane wcześniej cele- taki system pośmiertnej zemsty gwarantujący bezpieczeństwo w ramach doktryny MAD.
Natomiast inaczej rzeczywiście było z okrętami podwodnymi
[/quote]
Belmondo pisze:
Wyjezdzasz juz tak abstrakcyjnie i daleko, ze w ogole trudno znaezc jakies realne odniesienie. Niemniej nie jestem w stanie sobie wyobrazic sytuacji, w ktorej jednostka jest w stanie takiej wojnie zapobiec. To tylko sie moze zdarzyc w amerykanskim filmie.
Stawiasz ogólne twierdzenie że osiągnięcie wymaga zauważenia i docenienia przez innych, no to obalam to absurdalne twierdzenie. Mówiłem o wojnie atomowej, ale równie dobrze możn wymyślić przykład, ze ktoś był sumienny i dzięki temu żyjesz bo np. dobrze przykręcił koła które Ci nie odpadły i nie wjechałeś dzięki temu pod tira, albo przegonił złodziei którzy kradli śruby z torów pendolino i zapobiegł w ten sposób katastrofie. Czy zapobiegnięcie katastrofie kolejowej jest osiągnięciem? Czy ten który przegonił złodziei został przez kogokolwiek doceniony?
A wojna atomowa nie jest takim abstrakcyjnym przykładem. 5 listopada 1960 NORAD wykrył wystrzał sowieckich pocików strategicznych na ogromną skalę. Skąd wiesz czy np. jakiś inżynier, zwolniony później z pracy, umyślnie nie wywował błędu radarów akurat wtedy kiedy Nikita Chruszczow był w Nowym Jorku, bo oczywistym było że Sowieci nie zbombardują własnego przywódcy, a chciał w ten sposób pokazać że systemy mogą popełnić katastrofalny błąd?
Weźmy prawdziwy przypadek.
W czasie Kryzysu Kubańskiego okręt podwodny B-59 był ścigany przez amerykańskie okręty i otoczony ładunkami. Próba ukrycia się skończyła się tym, czy stracili na kilka dni łączność radiową, a awaria wentylacji na pokładzie spowodowała zatrucie dwutlenkiem węgla i problemy z racjonalnym myśleniem. Wg. wszystkich relacji ten okręt nie wystrzelił torped z głowicami nuklearnymi tylko dlatego że oprócz dwóch osób uprawnionych do podjęcia takiej decyzji, akurat na tym jednym okręcie był też dowódca flotylli Arkipow, który jako jedyny zachował resztki rozsądku i się sprzeciwił.
Wg. Twojej definicji hipotetyczny naukowiec nic nie osiągnął bo nikt się nie dowiedział że zapobiegł przyszłej wojnie i jeszcze został zwolniony z pracy, a prawdziwy dowódca flotylli nic nie osiągnął póki te fakty nie wyszły na jaw (już po jego śmierci).
Nassim Taleb rozpatrywał ten problem w książce "Czarny łabędź- o skutkach nieprzewidzianych zdarzeń". W historii można by wykopac wielu ludzi którzy cośtam ważnego zrobili ale nikt nie zauważył że mialo to jakikolwiek wpływ.
Tak samo jak równie dobrze można wykazać że do jakiegośtam ważnego wydarzenia doprowadziła czyjaś decyzja, albo to że ważny decydent w kluczowym momencie nie podjął decyzji bo akurat dostał biegunki i człowiek z drugiej strony barykady osiągnał ogromny sukces, nie wiedząc o tym że zawdzięcza go obiadowi przeciwnika.
Harfiarz pisze:I że do tego winien mierzyć się z lenistwem, brakiem weny, energii.
Jeżeli się coś lubi, to lenistwo nie jest problemem, bo powinno znikać. Problem polega na tym, że kiedy wątpisz w sukces (a na rynku gdzie jest taka podaż, brak wątpliwości to brak racjonalizmu), to automatycznie ucieka wena i energia, bo wiesz że może powinieneś robić coś innego.
Harfiarz pisze:
Poza tym: co stoi na przeszkodzie by zarabiając i nawet będąc mistrzem uczyć się nadal nowych umiejętności?
Problemem są ludzkie ograniczenia. Możesz robić cośtam i równocześnie grać jakiś pop, ale zostanie mistrzem na ogół wymaga skoncentrowania się na jednej rzeczy albo dwóch bardzo ze sobą zbliżonych. Weź do ręki Zasady muzyki Wesołowskiego, razem z jego Nauką harmonii, a do tego jeszczw podręczniki komponowania, kontrapunktu itp. Tam jest tyle do nauczenia i przećwiczenia że głowa puchnie. A ja np. jeszcze uczę się grać na pianinie, gdzie nie dość że trzeba zapamiętywać utwór, pracować nad interpretacją, to jeszcze jest masa problemów technicznych i tak jest z wykonawstwem, że np. godzinami ćwiczysz nad jednym ruchem palca, potem konsultacje, potem znowu ćwiczysz bo okazuje się że źle ćwiczyłeś, potem zaś masaże bo się okazuje mózg łapie co ma zrobić tylko tam mięsień jest spięty i nie pracuje jak powinien... W kółko problemy których rozwiązanie zajmuje ogromne ilości czasu.
Harfiarz pisze:
W Anvil Studio są instrumenty - możliwe że używaliśmy różnych wersji tej samego programu.
Możliwe. Ja używałem wersji 2012, gdzie standardowo uruchamiał sobie Microsoft GS Wavetable synth, ale ładowało się dowolne wtyczki.
Harfiarz pisze:
Jest tam za to pewien problem: kiedy w pewnej chwili, na wirtualnej klawiaturze wygrywałem dźwięk niższy wobec poprzedniego nuta jemu odpowiadająca pokazywała się wyżej na pięciolinii niz nuta tego poprzedniego. A to chyba dość poważny błąd?
W znanej mi wersji nie było takie błędu i nie bardzo wierzę że ktoś go popełnił. Na ile znasz zapis? Bo jest taka konwencja, że poniżej i powyżej pewnej odległości od pięciolinii się już nie dopisuje kolejnych kresek, tylko umieszcza nuty z powrotem na pięciolinii i dopisuje się nad nimi albo pod nimi "8va" żeby pokazać że dźwięk ma być zagrany oktawę wyżej albo niżej, bo taki zapis jest znacznie bardziej czytelny. Stary Anvil dokładnie tak robił więc w nowym też powinno być to rozwiązanie.