RecenzjeCzego teraz słuchacie

Przesłuchałeś kolejną płytę... Podoba ci się? Nie? Napisz o tym!

Moderator: fantomasz

Awatar użytkownika

Depeche Gristle
Zweryfikowany
Twardziel
Posty: 719
Rejestracja: 27 lip 2009, 17:36
Status konta: √ OK
Imię i nazwisko:
Lokalizacja: Wrocław
Jestem muzykiem: Nie
Ulubieni wykonawcy:
Zawód:
Zainteresowania:
Wiek: 45
Status: Offline

#114922

Post autor: Depeche Gristle »

Ostatni post z poprzedniej strony:

Cluster - Apropos Cluster, 1990;
******
Style: krautrock, ambient, rock elektroniczny, new age, industrial, rock eksperymentalny, neofolk, musique concrète, cold wave, dark wave
Obrazek

7JK - Anthems Flesh, 2012;
*****
Style: new wave, rock psychodeliczny, rock industrialny, synthpop, noise, cold wave, dark wave, rock eksperymentalny, rock elektroniczny
Obrazek

Apropos Cluster - pierwszy po blisko dekadzie studyjny album legendarnej formacji krautrockowej Cluster.
Po wydaniu w 1981 roku albumu Curiosum, muzycy Cluster postanowili skupić się na realizacji własnych solowych projektów, działalność zespołu została zawieszona na niemal całą dekadę lat 80, która zresztą nie była zbyt udana dla pozostałych grup krautrockowych, które borykały się z licznymi perypetiami personalno-artystycznymi, czego dobrymi przykładami były przypadki Neu!, Faust, Wallenstein, Can, nawet Kraftwerk i Tangerine Dream. Co prawda muzycy Cluster - Hans-Joachim Roedelius i Dieter Moebius - w latach 1984-85 ponownie zjednoczyli siły, i wraz z Brianem Eno i Connym Plankiem nagrali dwa albumy: Begegnungen i Begegnungen II, jednak nie były one sygnowane nazwą Cluster, a po prostu "Eno Moebius Roedelius Plank".
Ku radości fanów Cluster, Roedelius i Moebius postanowili w 1989 roku reaktywować Cluster, nagrywając w latach 1989-90 w austriackim Blumau, pierwszy od dziewięciu lat studyjny materiał. Album Apropos Cluster został wydany przez wytwórnię Curious Music i, w 1991 roku był pierwszym w historii formacji albumem promowanym w USA.
Album Apropos Cluster składa się z dwóch części - pierwszej złożonej z czterech miniatur utrzymanych w klimatach z albumów Cluster & Eno oraz drugiej, w całości wypełnionej tytułową suitą utrzymaną w duchu twórczości Cluster z drugiej połowy lat 70.
Otwierający album utwór Grenzganger, jest połączeniem neofolku, ambientu i new age; kompozycja bardzo przypomina utwór Cabaret Voltaire - A Touch Of Evil, który otwiera (i kończy) album Red Mecca (1981).
Emmental jest kolaboracją melancholijnego ambientu z podniosłymi partiami fortepianu i sekcją basu w gościnnym wykonaniu polskiego awangardowego kontrabasisty Stanisława Michalika. Nie brakuje tu też elektronicznych plam.
W melancholijnych tonach utrzymany jest również Gespiegelt, choć numer jest bardziej w klimatach new age i muzyki filmowej, przypominających nieco dokonania Tangerine Dream, poczynając od drugiej połowy lat 80.
Falls z kolei oparty jest na orkiestrowych smyczkach i długich partiach trąbek, w których tle słychać elektroniczo-akustyczne eksperymenty.
22-minutowa tytułowa suita Apropos Cluster, zajmująca całą drugą część albumu, utrzymana jest w klimatach zbliżonych do twórczości Cluster z lat 1976-81. Kompozycję rozpoczynają chłodne i wysokie ambientowe przestrzenie w połączeniu z elektronicznym pulsem, psychodelicznymi syntezatorowymi zagrywkami i akustycznymi eksperymentami, które w końcu ustępują industrialnemu pulsowi automatu perkusyjnego i syntezatora na tle klawiszowych zagrywek. I taki jest zasadniczo schemat całego utworu, gdzie naprzemiennie ambient ustępuje industrialowi - i odwrotnie. W przypadku ambientowej odsłony utworu, w jego dalszej części, mamy do czynienia z licznymi eksperymentami elektro akustycznymi, eksperymenty z brzmieniem gitary basowej, trąbek, elektronicznymi plamami czy odległymi pulsami, a nawet z muzyką Dalekiego Wschodu rodem z Chin. Utwór zaś wieńczą delikatne partie fortepianowe.


Anthems Flesh - debiutancki album polsko-angielskiej formacji 7JK, będącej efektem długoletniej przyjaźni muzyków wrocławskiej formacji rocka industrialnego Job Karma z byłym wokalistą pochodzącego z Sheffield zespołu Sol Invictus Mattem Howdenem, który, po rozwiązaniu zespołu kontynuował solową twórczość pod pseudonimem Sieben - nazwy Sieben i Job Karma zaszyfrowane są zatem pod szyldem 7JK. Chociaż współpraca artystyczna Matta Howdena z Job Karmą sięga znacznie wcześniejszych lat, bowiem już w 2005 roku Matt Howden udzielił się wokalnie na albumie Job Karmy - Strike, wokalista występował także pod szyldem Sieben na organizowanym przez klawiszowca i wokalistę Job Karmy Maćka Fretta oraz odpowiedzialnym za sztuki wizualne w zespole Arka Bagińskiego słynnym Wrocław Industrial Festiwalu. Przyjaźń między muzykami oraz wspólne muzyczne pasje i zainteresowania zacieśniły między nimi współpracę do tego stopnia, iż artyści postanowili powołać do życia wspólny projekt łączący muzyczne wizje Sieben i Job Karmy, prezentujący jednak zupełnie nową od dotychczasowej, bardziej rockowo-psychodeliczną formę, zaś partie skrzypiec Matta Howdena tylko sporadycznie wysuwają się na pierwszy plan.
Premiera debiutanckiego albumu 7JK - Anthems Flesh miała miejsce 25 maja 2012.
Już pierwszy numer otwierający album musi budzić niesamowity respekt; Dirt City to energiczny, pulsujący industrialny utwór z zimnofalowym klimatem w duchu twórczości Skinny Puppy czy Ministry lat 80.
Bardziej psychodeliczno-noise'owy wymiar ma Dear Claire, gdzie brzmienia syntezatorów, gitary i skrzypiec przenikają się wzajemnie, tworząc klimat rodem z twórczości Coil, Throbbing Gristle czy Psychic TV.
W awangardowym utworze Krau, gdzie standardowe wokale zastępują wplecione w utwór fragmenty dialogów, wyraźnie słychać echa twórczości krautrockowych wykonawców lat 70 - Neu!, Harmonia i Cluster.
Wrocław In The Rain, piosenka pochodząca z repertuaru Sieben, w wersji 7JK łączy industrialną rytmikę z brudnym i melancholijnym brzmieniem, co w efekcie tworzy klimat oscylujący między twórczością Nine Inch Nails, a Einstürzende Neubauten.
Połączenie psychodeli, industrialu, zimnej fali i noise prezentuje kompozycja End Of The Year, z minimalistycznym, ale wyrazistym przesłaniem lirycznym.
Bardzo ciekawym numerem jest najbardziej eksperymentalny moment płyty, Organ Madness, odwołujący się do psychodeli i elektroniki lat 60 rodem z twórczości Bruce'a Haacka, Raymonda Scotta, Morta Garsona, Perrey & Kingsley, Mortona Subotnicka czy Silver Apples.
Uderzeniem zimnej fali i melancholii emanuje wręcz Boxed In Green; wyjątkową role odgrywają tu wysuwające się na pierwszy plan partie skrzypiec, pełniące rolę solówek gitarowych (takich momentów więcej będzie na następnym albumie 7JK) na tle chłodnej elektroniki, do tego ciepły, ale niezwykle smutny wokal Matta Howdena w połączeniu z chłodną muzyką, przypomina klimat twórczości Ultravox i Midge'a Ure z lat 80!
Drugi z coverów na płycie - Maid Of Orleans - wielki przebój lat 80 z repertuaru OMD, pozbawiony jest co prawda charakterystycznego dla oryginału basowego pulsu i energicznych uderzeń perkusji, w zamian za to 7JK oferuje analogową syntetyczną oprawę piosenki i militarystyczny, marszowy rytm - to z pewnością jeden z najlepszych coverów jaki kiedykolwiek nagrano.
Planning For Zombie Apocalypse, to przede wszystkim prosta, poetycka narracja na tle niezwykle chłodnej i mrocznej elektroniki, ocierającej się o gotyk, z długimi partiami skrzypiec pełniącymi rolę riffów gitarowych oraz powolnym i hipnotycznym beatem automatu perkusyjnego.
W The World's Pain klimat zimnofalowej elektroniki nabiera nieco orientalnego, bliskowschodniego klimatu, na który nakładają się orkiestrowe smyki, w tle zaś riffy gitary przenikają się z partiami skrzypiec. Sekcja perkusyjna o rockowym charakterze, jest odległa i przytłumiona, by wreszcie wyjść na pierwszy plan.
Tytułowy Anthems Flesh z gościnnym udziałem poety Keitha Howdena, prywatnie ojca Matta, który jest również autorem tekstu utworu, oparty jest na narracji na tle organowo-psychodelicznej muzyki. Utwór klimatem nawiązuje do krautrocka i lat 70. W podobnym organowo-psychodelicznym klimacie i brzmieniu lat 60 i 70, z trip-hopowym rytmem jest kompozycja 47 Words For Sheffield, z przejmującą melodeklamacją i długimi partiami skrzypiec w wykonaniu Matta Howdena.
Dirt Reprise, o podniosłym orkiestrowym brzmieniu, energicznej, choć odległej sekcji perkusji, partiami skrzypiec i smyków, i wreszcie niezwykle odległym, ledwo słyszalnym wokalu, jest zwieńczeniem całego albumu.
Ostatnio zmieniony 24 gru 2020, 2:13 przez Depeche Gristle, łącznie zmieniany 2 razy.


Entertainment Trough Pain
--------------------------------------------

Link:
BBcode:
HTML:
Ukryj linki do posta
Pokaż linki do posta
Awatar użytkownika

Sublime
Zweryfikowany
Twardziel
Posty: 644
Rejestracja: 16 lis 2013, 19:44
Status konta: √ OK
Imię i nazwisko:
Lokalizacja:
Jestem muzykiem: Tak ♫♫
Ulubieni wykonawcy: Berliniarze
Zawód:
Zainteresowania:
Płeć:
Status: Offline

#114962

Post autor: Sublime »

Przede wszystkim w tym momencie najczęściej przesłuchuje trzy płyty:

O.N.A. "T.R.I.P."
Muszę przyznać, że właśnie czegoś takiego się spodziewałem na samym początku po raz pierwszy słysząc o tym zespole. Pierwsza płyta była jeszcze cholernie naiwna, druga miała już solidne momenty, a ta już jest naprawdę udana myślę od początku do końca. Całkiem przyjemne rockowe grzanie - IMO tutaj Skawiński/Tkaczyk radzili sobie znacznie lepiej niż we wcześniejszych projektach, a już na pewno mniej tutaj olśnienia geniuszu w porównaniu do tego, co robili po rozwiązaniu zespołu...

[bbvideo=560,315]https://www.youtube.com/watch?v=JL0dOcK-w-o[/bbvideo]

Marillion "Script For A Jester's Tear"
Liczyłem na coś więcej, bo w zasadzie ten wielki neo-prog to tutaj w połowie płyty to wielki pic na wodę, fotomontaż. I kompozycyjnie, i brzmieniowo - choć teksty są naprawdę na wysokim poziomie.

[bbvideo=560,315]https://www.youtube.com/watch?v=RThsZPlOy-0[/bbvideo]

U.S. Girls - In A Poem Unlimited
Tegoroczna premiera, którą początkowo przespałem. Całkiem przyjemny pop, muszę przyznać, że im więcej tego typu płyt, tym lepiej. Ale jeszcze za krótko się z nią obchodzę, by powiedzieć coś więcej.

[bbvideo=560,315]https://www.youtube.com/watch?v=8YkIvuGYGqA[/bbvideo]


Sublime

Link:
BBcode:
HTML:
Ukryj linki do posta
Pokaż linki do posta
Awatar użytkownika

Depeche Gristle
Zweryfikowany
Twardziel
Posty: 719
Rejestracja: 27 lip 2009, 17:36
Status konta: √ OK
Imię i nazwisko:
Lokalizacja: Wrocław
Jestem muzykiem: Nie
Ulubieni wykonawcy:
Zawód:
Zainteresowania:
Wiek: 45
Status: Offline

#114997

Post autor: Depeche Gristle »

Can - Soon Over Babaluma, 1974;
******
Style: krautrock, rock psychodeliczny, rock elektroniczny, art-rock, rock eksperymentalny, folk, cold wave, dark wave, musique concrète, industrial, kosmische musik, latin rock, jazz rock, funk, blues, reggae, ambient
Obrazek


Soon Over Babaluma - szósty studyjny album niemieckiej, psychodeliczno-krautrockowej formacji Can, wydany w sierpniu 1974. Sesję nagraniową albumu w kolońskim Inner Space studio poprzedziło odejście wokalisty zespołu Damo Suzukiego, który wkrótce po nagraniu albumu Future Days (1973), postanowił opuścić zespół dla dziewczyny, z którą się związał. Powstała zatem sytuacja, jak w trakcie sesji nagraniowej do albumu Soundtracks w 1969 roku, kiedy zespół opuścił wokalista Malcolm Mooney, w jego miejsce zaś dokooptowano właśnie Damo Suzukiego. Tym razem jednak nie było poszukiwań nowego wokalisty; wokalne obowiązki wzięli na siebie: gitarzysta Michael Karoli i klawiszowiec Irmin Schmidt, wykrystalizował się też tzw. klasyczny czteroosobowy skład zespołu: Irmin Schmidt, Michael Karoli, Jaki Liebezeit, Holger Czukay, który przetrwał do 1978.
Muzyka na Soon Over Babaluma w zasadniczy sposób jest kontynuacją psychodeliczno-etnicznej formy z poprzedniego albumu Can - Future Days, choć wymiar etniczny nabiera tu większego wyrazu, co słychać - głównie w warstwie rytmicznej - niemal na całym albumie.
Soon Over Babaluma otwiera pogodna i nastrojowa kompozycja Dizzy Dizzy śpiewana przez Michaela Karoli, która jest połączeniem syntezatorowego pulsu, art.-rocka, reggae i folkowych skrzypiec stanowiących główne tło utworu. Nie brakuje tu domieszki funku i bluesa, przez co utwór zyskuje swoisty pogodny klimat, mimo względnie depresyjnego wokalu.
Come Sta, La Luna jest kolaboracją klimatów latynoskich - tanga i latin-rocka z doskonale uzupełniającymi całość etnicznymi skrzypcami i eksperymentalną elektroniką, uzupełnioną o sample dialogów, co w niedalekiej przyszłości podchwycą brytyjskie zespoły z kręgu rocka industrialnego - Throbbing Gristle i Cabaret Voltaire, a za nimi cała rzesza zespołów grających szeroko pojętą muzykę elektroniczną. Wokale w Come Sta, La Luna w wykonaniu Irmina Schmidta, są niezwykle oszczędne; jest to w zasadzie tytułowa fraza, zaśpiewana po wielokroć, jednak w niezwykle nawiedzonym stylu.
Instrumentalny Splash utrzymany jest w niezwykle żywym i szybkim tempie oscylującym od jazzu, po rytmy afrykańskie, tło zaś wypełniają długie partie przetworzonej gitary, skrzypiec oraz zagrywki elektrycznego pianina, osadzone na syntezatorowym tle.
Rozbudowany Chain Reaction rozpoczynają długie partie brzmień analogowych syntezatorów; utwór rozpędza się w krótkim czasie w transowym rytmie, z długimi folkowymi partiami skrzypiec, syntezatorowym pulsem i psychodelicznym organowym tłem. W momentach wejścia wokalu Michaela Karoli, utwór wyraźnie zwalnia, przybierając formę hippisowskiej art-rockowej psychodeli z elementami jazz-rocka z przełomu lat 60 i 70 i syntezatorowym odległym tłem; innym zaś razem przez krótki czas utwór traci spójność wraz z pojawieniem się głębokich syntezatorowych gongów. Po latach magazyn Rolling Stone uznał ten utwór za prekursora stylu techno.
Finał albumu, zgrabnie połączony w jedną całość z Chain Reaction eksperymentalny utwór Quantum Physics, odchodzi od etnicznego stylu; w całości jest za to zdominowany przez eksperymentalne brzmienia syntezatorów, nadające kompozycji wymiar popularnego wśród wykonawców krautrockowych pierwszej połowy lat 70 kosmische musik, z wpływami wczesnego Ash Ra Tempel, Kluster, Neu!, Mortona Subotnicka, Pink Floyd końca lat 60, a przede wszystkim muzyki konkretnej lat 50 i 60 spod znaku Stockhousena czy Pierre'a Schaeffera. Utwór oparty jest na odległym transowym, rwanym rytmie; wokale Michaela Karoli pojawiają się tu niezwykle sporadycznie - jako pojedyncze słowa, ledwo zresztą dostrzegalne, zaś końcówkę utworu stanowi niezwykle chłodne, niskie i głębokie syntezatorowe tło.
Mimo pozornego osłabienia zespołu spowodowanego odejściem wokalisty Damo Suzukiego, album Soon Over Babaluma jest jednym z najlepszych w dorobku Can, oraz jednym z najbardziej kultowych albumów rocka, który położył fundamenty pod muzykę elektroniczną i rocka industrialnego.
Ostatnio zmieniony 23 gru 2020, 3:28 przez Depeche Gristle, łącznie zmieniany 2 razy.


Entertainment Trough Pain
--------------------------------------------

Link:
BBcode:
HTML:
Ukryj linki do posta
Pokaż linki do posta
Awatar użytkownika

Depeche Gristle
Zweryfikowany
Twardziel
Posty: 719
Rejestracja: 27 lip 2009, 17:36
Status konta: √ OK
Imię i nazwisko:
Lokalizacja: Wrocław
Jestem muzykiem: Nie
Ulubieni wykonawcy:
Zawód:
Zainteresowania:
Wiek: 45
Status: Offline

#115017

Post autor: Depeche Gristle »

Jean-Michel Jarre - Oxygene 3, 2016;
*****
Style: rock elektroniczny, synthpop, electro, ambient, experimental, cold wave, dark wave, industrial, new age
Obrazek


Oxygène 3 - dziewiętnasty album studyjny pioniera współczesnej muzyki elektronicznej Jeana-Michela Jarre'a, który jest dopełnieniem trylogii związanej z największym dziełem Jarre'a - Oxygène (1976) - albumem przełomowym, nagrywanym etapowo między sierpniem, a listopadem 1976 i, ku zaskoczeniu samego kompozytora, będącym przełomem w jego twórczości, bowiem album, w dobie dominacji na scenie undergoundowej nurtów krautrocka i rocka progresywnego, nieoczekiwanie stał się światowym przebojem, będąc nie tylko przełomem w twórczości artysty, ale przede wszystkim stając się kamieniem milowym w muzyce elektronicznej, pierwszym jej światowym przebojem, który ukazał muzykę elektroniczną w formie popowego przeboju; album sprzedał się na całym świecie w ponad 12 milionach egzemplarzy, torując tym samym drogę do wielkiej kariery Jean-Michelowi Jarre'owi, czyniąc z niego żywą ikonę muzyki, toteż nic dziwnego, że artysta niejednokrotnie wracał do swojego dzieła, jak choćby 21 lat później, w czasach kiedy muzyka elektroniczna (i nie tylko) została zminiaturyzowana do formy programu komputerowego, z którego można było generować dźwięki, zaś w klubach królowało techno, stanowiące się spadkobiercą muzyki elektronicznej. Brzmienia z lat 80 generowane przez syntezatory analogowe wydawały się być niemodne i nie na czasie, Jean-Michel Jarre postawił więc na kolejną nieoczekiwaną rewolucję, wyciągając z piwnicy i ze strychu dawno zakurzone aparatury analogowe, na których stworzył niegdyś słynny Oxygène, i przy ich użyciu nagrał sequel słynnego albumu - Oxygène 7-13, który podobnie jak słynny poprzednik okazał się światowym przebojem, przynosząc Jarre'owi trzy wielkie przeboje singlowe - Oxygene (Part VII), Oxygene (Part VIII) i Oxygene (Part X), ponownie przywracając brzmieniom analogowym dawną chwałę i popularność, co skutkowało powrotem pod koniec lat 90 wielu syntezatorowych wykonawców popularnych w latach 80.
Dekadę później Jean-Michel Jarre ponownie sięgnął do swojego kultowego albumu, tym razem na nowo nagrywając go, jako Oxygène: New Master Recording, wreszcie 40 lat po wydaniu Oxygène, przy okazji trasy promującej album Electronica 2: The Heart of Noise (2016), jako zapowiedź nowego albumu, muzyk skomponował premierowy utwór, który trafił potem na Oxygene 3, jako Oxygène Part 19; sam artysta stwierdził, że nagrał utwór z myślą o kontynuacji sagi Oxygène, sprawdził tym samym, jak brzmiałoby Oxygène, gdyby nagrał go współcześnie - i, w jego ocenie, wyszło znakomicie.
Tak więc dokładnie 40 lat po wydaniu legendarnego Oxygène, 2 grudnia 2016, ukazał się finalny (jak się wydaje) Oxygène 3, ponownie ze słynną okładką autorstwa Michela Grangera, przedstawiającą pękniętą kulę ziemską z odsłoniętą nagą czaszką - z o wiele bardziej pękniętą skorupą ziemską, niż uprzednio; zarówno wtedy jak i teraz przekaz był wyraźnie z pro-ekologiczną przestrogą.
Muzycznie Jean-Michel Jarre proponuje tym razem zwrot ku zderzeniu brzmień analogowych syntezatorów, z brzmieniami generowanymi komputerowo i nowymi technologiami, co wyraźnie słychać już na samym początku albumu; Oxygène Part 14, to zupełnie współcześnie brzmiące dźwięki i zagrywki klawiszy na tle transowego pulsu sekwencera, choć tło niekiedy stanowi odległe analogowe brzmienie.
Oxygène Part 15 jest już bardziej zdecydowanym odwołaniem się do klasycznego brzmienia Oxygène z 1976 roku; charakterystyczny analogowy i rwany puls wybija się na tle współcześnie brzmiącego transowego pulsu współgrającego ze znaną z klasycznego Oxygène kosmiczną przestrzenią. W końcowej fazie kompozycja staje się bardziej eksperymentalna, wypełniona szumami, na które wreszcie nakłada się nowoczesny puls, końcówka zaś jest industrialno-eksperymentalna.
Oxygène Part 16 jest już wyraźną kolaboracją analogowego pulsu syntezatorów i porcji szumów, znanych z dwóch poprzednich edycji Oxygène, ze współczesną elektroniką i sekcją rytmiczną, w której słychać zarówno echa twórczości Tangerine Dream i Kraftwerk, jak i Tiesto czy Blank & Jones; owe współczesne brzmienie zachowuje jednak przestrzeń, tak charakterystyczną dla Oxygène. W drugiej części utwór traci sekcję rytmiczną, przechodząc w formę ambientowo-eksperymentalną, zyskuje za to na przestrzeni.
Wszystkie dotychczasowe wydawnictwa Oxygène cechował fakt, że czwarta ich ścieżka zawsze była przebojowa, i nie inaczej jest tym razem; Oxygène Part 17 jest najbardziej przebojowym momentem albumu; schemat jest dość podobny jak w poprzednim numerze; współczesna elektronika i automatyczna sekcja rytmiczna wybija się na tle typowo "oxygene'owskich" przestrzeni, choć utwór charakteryzują wyraziste i przebojowo brzmiące zagrywki klawiszy - nieco w klimatach Safri Duo i Roberta Milesa, kompozycji jednak daleko jest do przebojowości któregokolwiek z hitów z dwóch poprzednich edycji Oxygène.
Oxygène Part 18 jest krótkim wytchnieniem, składającym się wyłącznie z ambientowego tła i krótkich partii fortepianu.
Wspomniany już wcześniej Oxygène Part 19 jest połączeniem ambientowych przestrzeni, odległego pulsu sekwencera, analogowych partii klawiszowych i wysuwających się na pierwszy plan współczesnych brzmień rodem z Tiesto. I choć, jak wspominał Jarre, ten utwór stał się pierwowzorem do nagrania Oxygène 3, to jednak ze wszystkich ścieżek na Oxygène 3 najdalej mu do klimatu klasycznego Oxygène, choć przecież i tu nie brakuje tej charakterystycznej kosmiczno-tlenowej przestrzeni.
Finałowy Oxygène Part 20, jest bodaj najbardziej progresywnym utworem albumu, składającym się z kilku wątków - od psychodeliczno-organowej introdukcji, przez słyszalne z oddali, poprzez kaskadę szumów odległe motywy z Oxygène (Part VI), które ustępują dramatycznemu, przesiąkniętemu smutkiem filmowemu brzmieniu syntezatora, któremu, oprócz szumów, towarzyszą grzmoty i wreszcie destrukcyjne dźwięki trzasków i pęknięć, oznajmiających, że nic wiecznie istnieć nie będzie, wszystko ma swój koniec - tą smutną puentą kończy się album. Czy jednak aby na pewno Oxygène 3 jest końcem tlenowej sagi Jeana-Michela Jarre’a? Wydaje się, że artysta jeszcze kiedyś powróci w jakiejś formie do swojego kultowego dzieła.
Album Oxygène 3 nie powtórzył tak spektakularnych sukcesów komercyjnych jak Oxygène i Oxygene 7-13, brak tu jest też przebojowych kompozycji na miarę Oxygene (Part I), Oxygene (Part II), Oxygene (Part IV), Oxygene (Part VII), Oxygene (Part VIII) i Oxygene (Part X), mimo to album notowany był na listach przebojów, plasując się m.in. na 14 miejscu szwajcarskiego Schweizer Hitparade, 20 miejscu w Holandii (MegaCharts), 34 pozycji w Niemczech (Offizielle Top 100), 41 miejscu w Wlk. Brytanii, 51 we Francji, zaś w Polsce notowany był 33 miejscu.
Ostatnio zmieniony 23 gru 2020, 3:27 przez Depeche Gristle, łącznie zmieniany 2 razy.


Entertainment Trough Pain
--------------------------------------------

Link:
BBcode:
HTML:
Ukryj linki do posta
Pokaż linki do posta
Awatar użytkownika

Depeche Gristle
Zweryfikowany
Twardziel
Posty: 719
Rejestracja: 27 lip 2009, 17:36
Status konta: √ OK
Imię i nazwisko:
Lokalizacja: Wrocław
Jestem muzykiem: Nie
Ulubieni wykonawcy:
Zawód:
Zainteresowania:
Wiek: 45
Status: Offline

#115042

Post autor: Depeche Gristle »

Can - Out of Reach, 1978;
******
Style: krautrock, funk, disco, rock elektroniczny, rock psychodeliczny, art rock, cold wave, dark wave, experimental, latin rock, folk, electro funk, jazz, country, kosmische muzik, musique concrète, noise
Obrazek

Job Karma - Newson / 98 Mhz to Extinction, 2001;
*****
Style: rock elektroniczny, ambient, rock industrialny, dark wave, cold wave, rock eksperymentalny, minimal, drone, electro, noise, krautrock, neofolk, musique concrète
Obrazek


Out of Reach - dziesiąty album studyjny Can, który ukazał się w lipcu 1978 roku; jest to jeden z najbardziej kontrowersyjnych albumów w dorobku zespołu, bowiem nagrywany był w chwili, kiedy jesienią 1977 z Can postanowił odejść architekt jego brzmienia, Holger Czukay, który skupił się na twórczości solowej, pozostali zaś członkowie oryginalnego składu, Jaki Liebezeit, Michael Karoli i Irmin Schmidt wykazywali wyraźne już zmęczenie sobą nawzajem; zespół popadł w dołek, nic więc dziwnego, że główne role twórcze odgrywali dokooptowani do Can jeszcze podczas sesji nagraniowej do poprzedniego albumu zespołu - Saw Delight (1977) - dwaj byli muzycy legendarnego zespołu Traffic, Rosko Gee i Rebop Kwaku Baah.
Na albumie dominują utwory instrumentalne oraz style funk i disco z elementami etnicznymi, co słychać już w pierwszym utworze, świetnym instrumentalnym Serpentine, łączącym ambientowe przestrzenie z elementami funku, jazzu, latin rocka oraz etnicznymi rytmami perkusji.
Pauper's Daughter and I, przebojowy numer w całości autorstwa Rosko Gee i przez niego zaśpiewany, jest połączeniem funku i disco na tle psychodelicznej przestrzeni syntezatorowej i przetworzonych solówek gitary; utwór można określić mianem wczesnego electro-funku.
Instrumentalny November o gęstym rytmie perkusji, jest połączeniem art. rocka z latin rockiem z dominacją długich solówek gitar na tle partii fortepianu i funkowego basu.
Tym samym, równie gęstym rytmem, opleciony jest kolejny z instrumentalnych numerów - Seven Days Awake - który jest kolaboracją mrocznych i chłodnych, niemal gotyckich, brzmień elektronicznych z popisowymi i wysoko granymi długimi solówkami gitary.
Give Me No 'Roses', to druga z kompozycji płyty, której w całości autorem i wokalistą jest Rosko Gee i, podobnie jak Pauper's Daughter and I, piosenka utrzymana jest w konwencji charakterystycznego dla lat 70 przebojowego disco z elementami funku, choć w zdecydowanie bardziej funkującym tanecznym rytmie, niż utrzymany bardziej w stylistyce stricte disco Pauper's Daughter and I, numer Give Me No 'Roses' obdarzony jest jednak głęboką i psychodeliczną syntezatorową przestrzenią, nie brakuje tu też innych dodatków, jak choćby elementów muzyki country w postaci zagrywek gitary i partii skrzypiec.
Like Inobe God to przykład klasycznego disco lat 70 z elementami brzmień latynoskich oraz z ludowymi afrykańskimi wokalami Rebopa Kwaku Baaha. Utwór jest dość kontrowersyjny, bowiem dziennikarze muzyczni ostro krytykowali Can za pójście w kierunku disco, zaś samą kompozycję Like Inobe God uznano nawet na najgorszy utwór Can, choć nie można odmówić mu swoistego uroku i przebojowości.
Wieńczący album, krótki, eksperymentalny, niespełna dwuminutowy instrumentalny One More Day, jest połączeniem szybkiego tempa perkusji na tle eksperymentalnego brzmienia syntezatorów w stylu kosmische musik, co bezpośrednio nawiązuje do stylu twórczości zespołów krautrockowych pokroju wczesnego Tangerine Dream, Cluster, Ash Ra Tempel, Faust czy Can pierwszej połowy lat 70, zaś pośrednio zapewne stanowi hołd dla będącego poza zespołem Holgera Czukaya.
Album Out of Reach, jest jednym z tych przykładów w historii rocka, gdzie zespół będący w wyraźnym kryzysie i ku wszelkim przeciwnościom, nagrywa w pełni wartościowy artystycznie materiał; warto pamiętać, że album był jednym z pionierskich w dziedzinie electro-funku; mimo to sam zespół długo się od niego odcinał, uznając go za swoją najgorszą płytę i, pod pretekstem braku udziału w nim Holgera Czukaya - jednego z muzyków z tzw. oryginalnego składu, zespół nie wznawiał płyty w reedycjach CD; nawet na oficjalnej stronie internetowej Can, próżno było szukać tytułu "Out of Reach" w oficjalnej dyskografii zespołu; zupełnie tak, jakby formacja chciała zapomnieć, że kiedykolwiek wydała taki album. Dopiero w sierpniu 2014, nakładem Mute Records ukazało się cyfrowe wznowienie niedocenionego albumu na CD i winylu, choć podobno wbrew woli żyjących muzyków Can.



Newson / 98 MHz to Extinction - album wrocławskiej eksperymentalno-industrialnej formacji Job Karma, wydany w lutym 2001; można go określić mianem płytowego debiutu Job Karmy, bowiem debiutancki materiał Cycles per Second z 1999 roku ukazał się jedynie w formie nagranych własnym sumptem, w dodatku domowym sposobem, formacie CD-r i na kasetach. Jednakże Cycles per Second zwrócił uwagę właściciela niezależnej wytwórni Obuh Wojcka Czerna, który wydał pierwszy pełnowymiarowy album Job Karmy - Newson. Album nagrywany był między styczniem 1999, a lutym 2000, premiery doczekał się rok później, w limitowanym nakładzie 500 sztuk.
Otwierający album utwór Ascension jest dźwiękową podróżą w czasie, do pierwszej połowy lat 70; kompozycja bowiem zawiera duszne i chłodne ambientowe przestrzenie przypominające klimaty z kultowego albumu Tangerine Dream - Phaedra (1974), na które nakładają się przeciągłe brzmienia smyczków oraz industrialne dźwięki przypominające dokonania wczesnego Kluster / Cluster; całość osadzona jest na niezwykle powolnym, ale wprowadzającym w trans beacie, będącym w zasadzie stałą składową całego albumu.
Schekle rozpoczyna masywna porcja nisko granych brzmień analogowych syntezatorów z delikatnymi zagrywkami gitary w tle. Z czasem pojawiają się nieco przetworzone okrzyki przypominające głosy nadzorców nerwowo poganiających robotników na placu budowy bądź w obozie pracy; utwór nabiera rytmu w postaci delikatnego beatu i sekwencerowych pulsów. Odległą syntezatorową przestrzeń wypełnia tło o orientalno-bliskowschodnim klimacie. W finale kompozycja powraca do syntezatorowo-gitarowego motywu początkowego.
W mroczny i niepokojący klimat Moruz wprowadzają niezwykle nisko zagrane partie analogowego syntezatora, na których osadzone są zniekształcone głosy lektorów odczytujących w instytucie Yad Vaszem w Jerozolimie nazwiska ofiar masowej zagłady w KL Auschwitz oraz krzyki bawiących się beztrosko dzieci. Na to zaś nakłada się niezwykle chłodna melodia przypominająca klimaty utworu Throbbing Gristle - Auschwitz, dająca utworowi klimat przeraźliwego dark-ambientu, oddającego grozę dokonanych w hitlerowskich obozach zagłady ludobójstwach.
November jest kolejną muzyczną podróżą w lata 70 - tym razem w rejony krautrocka, nefolku, industrialu i psychodeli; syntezatrorowo-organowe partie osadzone są na ciężkim rytmie metalicznych bębnów, w tle zaś słychać jest liczne dźwięki, od naturalnych - ludzkich krzyków, przyśpieszonego oddechu i szczekania psów, po sztuczne - skrzypienie drzwi, brzęku łańcuchów, wycia syren czy wybuchów.
1913, najbardziej eksperymentalny numer płyty, osadzony jest na niezwykle powolnym beacie, to oczywiście hołd dla manifestu futurystów Luigiego Russolo - The Art. Of Noises, co słychać w eksperymentalnych, przeciągłych brzmieniach generatorów, na które nakładają się wsamplowane zniekształcone odgłosy przemów i śpiewów, pulsujące i rozedrgane syntezatorowo-industrialne hałasy, białe szumy i efekty stereofoniczne oddające to, czego dokonali pionierzy muzyki elektronicznej, począwszy od 1913 roku, po kolejne dekady XX wieku; jest to zarazem kolejna podróż w eksperymenty dźwiękowe lat 50, 60 i 70.
Kończący podstawową wersję albumu Extinction oparty jest na minimalistycznym podkładzie rytmicznym i chłodnej dark-ambientowej przestrzeni, w którą wkomponowano dialogi oraz odgłosy rozwrzeszczanych dzieci; z czasem pojawiają się przeciągłe zgrzyty syntezatora. Utwór przypomina klimaty z trzech ostatnich płyt Cabaret Voltaire: Plasticity (1992), International Language (1993) i The Conversation (1994), bądź też solowego Richarda H. Kirka w analogicznym okresie.
W formie bonusu dodano ponad 20-minutowy utwór z wydanego w maju 2002 mini CD-r 98 Mhz To Extinction w limitowanej serii jedynie 121 sztuk, nagranego w czerwcu 1999, wczesnego materiału grupy; jest to pierwotna wersja Extinction, oparta na tym samym minimalistycznym podkładzie rytmicznym, jednak poszerzona, składająca się z kilku wątków poprzedzielanych dialogami, począwszy od noise'owego w stylu wczesnej twórczości Throbbing Gristle i Boyda Rice'a, przez analogowo-psychodeliczny, dark-ambientowy, po drone'owo-krautrockowy finał.
Newson okazał się być niezwykle ważnym albumem, który stał się kultową pozycją na polskiej scenie eksperymentalnej; dla wielu koneserów eksperymentalno-industrialnych brzmień stał się wręcz białym krukiem, bowiem nakład płyty 500 sztuk rozszedł się bardzo szybko, powodując jej niedostępność, toteż w 2013 roku, nakładem wytwórni Klang Galerie ukazała się jej reedycja jako Newson / 98 MHz to Extinction.
Bez wątpienia Newson zapewnił Job Karmie, pochodzącej z od wieków wielokulturowego i industrialnego Wrocławia, miano najważniejszego i najbardziej kreatywnego polskiego zespołu eksperymentalno-industrialnego, odwołującego się do idei krautrocka i rocka industrialnego, Cabaret Voltaire i Throbbing Gristle, Luigiego Russolo i Art. Of Noises, Karlheinza Stockhousena i Eugeniusza Rudnika.
Ostatnio zmieniony 23 gru 2020, 3:25 przez Depeche Gristle, łącznie zmieniany 2 razy.


Entertainment Trough Pain
--------------------------------------------

Link:
BBcode:
HTML:
Ukryj linki do posta
Pokaż linki do posta
Awatar użytkownika

Depeche Gristle
Zweryfikowany
Twardziel
Posty: 719
Rejestracja: 27 lip 2009, 17:36
Status konta: √ OK
Imię i nazwisko:
Lokalizacja: Wrocław
Jestem muzykiem: Nie
Ulubieni wykonawcy:
Zawód:
Zainteresowania:
Wiek: 45
Status: Offline

#115071

Post autor: Depeche Gristle »

Can - Flow Motion, 1976;
******
Style: krautrock, disco, reggae, funk, synthpop, art rock, rock industrialny, country, cold wave, dark wave, rock eksperymentalny, rock psychodeliczny, noise, rock elektroniczny, folk, neofolk, soul, jazz, ambient
Obrazek


Flow Motion - ósmy studyjny album legendarnej formacji krautrockowej Can, nagrany w ich klasycznym czteroosobowym składzie: Czukay - Karoli - Liebezeit - Schmidt, wydany został w październiku 1976 roku; tym razem, choć zespół kontynuował założenia z poprzedniego albumu - Landed (1975), bardziej postanowiono ukazać oblicze Can jako zespołu prezentującego przebojowe piosenki; w tym celu zespół zaangażował inżyniera dźwięku i świetnego tekściarza Petera Gilmoura, który jest autorem wszystkich tekstów na płycie.
Ów przebojowy charakter ujawnia się już wraz z otwierającym album numerem I Want More, będącym połączeniem stylów disco, synthpopu i future popu z odrobiną funku. Z mocnym syntezatorowym pulsem, chwytliwymi, future-popowymi zagrywkami klawiszy (nieco w stylu euro disco) i chóralnymi wokalami całej czwórki muzyków, utwór trafił na singla, który stał się przebojem w Wielkiej Brytanii, docierając do 26 miejsca UK Singles Chart w 1976 roku. Mało tego - Can, jako pierwszy - i jedyny - przedstawiciel sceny krautrockowej wystąpił - ku rozpaczy ortodoksyjnych fanów zespołu - w kultowym programie muzycznym brytyjskiej stacji BBC Top of the Pops, wykonując właśnie I Want More. Kompozycję można uznać za pierwowzór stylu new wave i synthpopowego brzmienia lat 80.
Cascade Waltz, to z kolei niezwykle ciepłe i pogodne hawajskie klimaty reggae połączone z country, osadzone na tle odległego i leniwego brzmienia syntezatora z równie leniwym wokalem Michaela Karoli. Mimo sielankowego klimatu piosenki, nie brakuje tu wcale swoistego niepokoju w postaci partii skrzypiec elektrycznych czy syntezatorowych eksperymentów. Na uwagę zasługują również długie solówki przesterowanej gitary.
Laugh Till You Cry, Live Till You Die kontynuuje łączenie stylów reggae i country, choć już nie w hawajskich klimatach, niemniej utwór, mimo ponurego przesłania, jest niezwykle pogodny - nawet wokal Michaela Karoli jest pogodny, zaś utwór charakteryzuje się dość mocnym przebojowym potencjałem.
...And More, w którym cała czwórka nieustannie powtarza tytułową frazę "And More", oparty jest na dyskotekowym rytmie (a w zasadzie beacie!), chłodnym syntezatorowym podkładzie i funkowych zagrywkach gitary. Numer jest praktycznie protoplastą współczesnego stylu house i techno.
Babylonian Pearl, nawiązujący nieco do dokonań Can z początków lat 70, jest subtelnym połączeniem funku, jazzu, soulu i bluesa z ciepłym wokalem klawiszowca Irmina Schmidta, opowiadającym historię dziewczyny, która pochodzi z kraju, w którym kobieta jest mężczyzną.
Smoke (E.F.S. No. 59), to jeden z najciekawszych numerów albumu, przede wszystkim przez wzgląd na powrót Can do formy czysto eksperymentalnej; masywne, ludowe bębny tworzą podkład rytmiczny pod industrialne brzmienie syntezatora, w którego tle słychać cały szereg pekusjonaliów, plemiennych śpiewów, industrialnych zgrzytów, syntezatorowych hałasów oraz szorstką deklamację Holgera Czukaya.
Utwór finałowy, ponad 10-minutowy tytułowy Flow Motion, z niezwykle oszczędną deklamacją Michaela Karoli, jest kolaboracją reggae i art.-rocka z długimi przesterowanymi solówkami gitar, powolną acz hipnotyczną sekcją rytmiczną, całość zaś osadzona jest na odległym i dość chłodnym syntezatorowym tle z występującymi niekiedy elektronicznymi szumami i efektami stereofonicznymi.
Flow Motion, to bez wątpienia jeden z najciekawszych albumów w dorobku Can, choć z jednej strony niezwykle chłodno przyjęty przez ortodoksyjnych fanów zespołu oraz zwolenników rockowego brzmienia, którzy zarzucili zespołowi pójście w stronę komercji i znienawidzonego przez nich stylu disco, zaś występ w popowym programie brytyjskiej BBC Top of the Pops uznano wręcz za niewybaczalną profanację! Warto też pamiętać, że w tamtym czasie z podobnymi zarzutami komercji i pójścia w kierunku disco spotykali się ówcześni hegemoni rocka, jak David Bowie i Iggy Pop.
Z drugiej strony album ciepło przyjęli fani popu i disco, czego efektem był komercyjny sukces singla I Want More na rynku brytyjskim i wspomniany występ w kultowym programie Top of the Pops, czego dotąd nie doświadczyła żadna krautrockowa kapela.
Po latach jednak sprawiedliwość oddała honor albumowi Flow Motion, bowiem także zwolennicy rocka docenili album, kiedy w 2012 roku wpływowe pismo muzyczne Magnet Magazine przyznało albumowi tytuł "ukrytego klejnotu".
Ostatnio zmieniony 16 gru 2020, 3:43 przez Depeche Gristle, łącznie zmieniany 3 razy.


Entertainment Trough Pain
--------------------------------------------

Link:
BBcode:
HTML:
Ukryj linki do posta
Pokaż linki do posta
Awatar użytkownika

Depeche Gristle
Zweryfikowany
Twardziel
Posty: 719
Rejestracja: 27 lip 2009, 17:36
Status konta: √ OK
Imię i nazwisko:
Lokalizacja: Wrocław
Jestem muzykiem: Nie
Ulubieni wykonawcy:
Zawód:
Zainteresowania:
Wiek: 45
Status: Offline

#115084

Post autor: Depeche Gristle »

Cluster & Eno - Cluster & Eno, 1977;
*****
Style: krautrock, ambient, rock elektroniczny, cold wave, experimental, neofolk, minimal, classical
Obrazek

Trans-X - On My Own, 1988;
*****
Style: synthpop, italo disco, new wave, funk, house
Obrazek


Cluster & Eno - album nagrany w czerwcu 1977 roku przez legendarną formację krautrockową Cluster we współpracy z ojcem chrzestnym ambientu Brianem Eno.
Genezą tej kolaboracji było odejście Briana Eno z macierzystej brytyjskiej formacji Roxy Music w 1973 roku, spowodowane jego fascynacją awangardową niemiecką sceną krautrockową. Eno zdecydował się pójść w stronę awangardy, na co nie miałby szans w popowym Roxy Music, rozpoczął więc karierę solową nagrywając muzykę opartą o brzmienia syntezatorów, charakteryzujące się nastrojową wrażliwością oraz częstym przetwarzaniem dźwięków natury; styl ten Brian Eno określił mianem Ambientu - termin ten szybko został podchwycony i przyjął się wśród słuchaczy, dziennikarzy muzycznych i krytyków. Jednak w celu realizacji swoich muzycznych ambicji, Brian Eno w połowie lat 70. wyjechał do Niemiec, gdzie mógł nawiązać współpracę z podziwianymi przez siebie muzykami formacji Cluster, której album Zuckerzeit (1974) wywarł na nim szczególne wrażenie. Moment ten był przełomowy w twórczości Eno, bowiem w tym samym czasie w Niemczech nagrywali także giganci tamtych czasów, Iggy Pop i David Bowie, z którymi Eno szybko podjął współpracę.
Współpraca Briana Eno z muzykami Cluster - Hansem-Joachimem Roedeliusem i Dieterem Moebiusem - rozpoczęła się w 1975 roku, a miała związek z inną formacją niemieckich muzyków - Harmonią - stanowiącą konglomerat muzyków Cluster z gitarzystą Neu! (i zarazem producentem albumu Zuckerzeit) Michaelem Rotherem, z którym, jako trio Harmonia, w latach 1973-75 nagrali dwa albumy: Musik Von Harmonia (1974) i Deluxe (1975). I właśnie po nagraniu tego drugiego albumu, w 1975, Brian Eno został zaproszony do studia we wsi Frost, gdzie nagrywali Cluster i Harmonia i, w 1976 jako Harmonia 76 & Eno, muzycy zarejestrowali materiał do albumu Track and Traces, który premiery doczekał się... dwie dekady później.
Rok później, w czerwcu 1977, już pod szyldem Cluster & Eno, muzycy nagrali materiał na album zatytułowany po prostu "Cluster & Eno", co prawda już nie tak różnorodny i progresywny jak Track and Traces, ale w całości instrumentalny o wyraźnej charakterystyce ambientowej. Album nagrywany był w studiu Conny'ego Planka w Kolonii, a do współpracy zaproszono również tak wybitnych niemieckich muzyków eksperymentalnych, jak Holger Czukay (Can) czy Asmus Tietchens.
Otwierający album utwór Ho Renomo oparty jest na prostych partiach fortepianowych, odległym syntezatorowym tle i orientalnych solówkach gitary Okko Beckera.
Schöne Hände to kompozycja wibrujących delikatnych elektronicznych dźwięków i eksperymentów syntezatorowych oraz stanowiących muzyczne tło odległych klawiszowych solówek i basu.
Steinsame stanowi kolaborację syntezatorowej, ambientowej przestrzeni z mocno przetworzonymi i przytłumionymi riffami gitary; utwór idealnie nadający się na końcowe napisy hollywoodzkiej superprodukcji z lat 70. z Dustinem Hoffmanem w roli głównej, podobnie zresztą jak mocno budzący skojarzenia z muzyką filmową Wehrmut z mocnymi fortepianowymi partiami na pierwszym planie, dla których ambientowo-syntezatorowe jesienne przestrzenie z pogranicza jawy i snu stanowią idealne tło.
Mit Simaen, zaledwie półtoraminutowy przerywnik muzyki klasycznej przypominającej dzieła Chopina bądź Ryszarda Wagnera, oparty jest wyłącznie na partiach klasycznego fortepianu.
Selange, jako jedyna kompozycja albumu posiada perkusyjną sekcję rytmiczną. Utwór składa się z dynamicznych solówek fortepianu na chłodnym ambientowo-syntezatorowym tle.
Die Bunge nawiązuje stosunkowo bardziej do twórczości Cluster z albumu Zuckerzeit; utwór oparty jest na pulsie sekwencera oraz pogodnych i chwytliwych solówkach syntezatora, z niewielkim udziałem fortepianu.
One jest z kolei swoistą podróżą do starożytnych Indii, bowiem kompozycja opiera brzmienie na tradycyjnym hinduskim instrumentarium współgrającym z psychodeliczną elektroniką, tworząc tym samym muzyczny obraz mistycyzmu i duchowe przeniesienie się w czasie i przestrzeni. To najbardziej niesamowity moment całego albumu.
Album zamyka klasycznie ambientowa kompozycja Für Luise o anielskiej lekkości ciepłych i subtelnych brzmień klawiszy uderzających z częstotliwością morskich fal w czasie upalnego dnia na plaży.
Cluster & Eno jest jednym z najważniejszych albumów w historii muzyki elektronicznej, jest też uznawany za klasykę ambientu.
Album przyniósł ponadto popularność i rozgłos Cluster w Wlk. Brytanii i USA; do współpracy Hansa-Joachima Roedeliusa i Dietera Moebiusa zaprosił sam David Bowie, zaś sami muzycy Cluster współpracowali z Brianem Eno (pod różnymi zresztą szyldami) jeszcze przez kolejną dekadę.

On My Own - trzeci album kanadyjskiej formacji synth popowej Trans X, wydany w 1988 roku.
Założycielami Trans X byli klawiszowiec Steve Wyatt oraz były muzyk Cybernium, wokalista i klawiszowiec Pascal Languirand, którzy w 1981 roku wylansowali futurystyczno-synth popowy numer w stylu Kraftwerk Vivre Sur Video, który szybko stał się przebojem w Kanadzie, siłą rzeczy muzycy nagrali anglojęzyczną wersję przeboju - Living on Video - co w dobie szczytu światowej popularności synth popu przyniosło singlowi status przeboju w Europie i USA. Sukces singla zachęcił Trans X do wydania w 1983 debiutanckiego albumu zawierającego przebój Living on Video - Message on the Radio.
Mimo iż album zawierał przebój Living on Video, pozostałe pochodzące z niego single przeszły w zasadzie bez echa, w związku z czym z zespołu odszedł Steve Wyatt, zaś w jego miejsce Pascal Languirand dokooptował do zespołu atrakcyjną wokalistkę Laurie Gill, która, obok Pascala, gościnnie śpiewała już na albumie Message on the Radio.
Na bazie wielkiego przeboju Living On Video w 1986 roku, Trans X wydał album pod tym samym tytułem, który de facto zawierał częściowo materiał z Message on the Radio uzupełniony o premierowe kompozycje. Tym razem, mimo ery już zmierzchu synth popu, album osiągnął spodziewany sukces, bowiem na popularności zyskała włoska odmiana synth popu - italo disco.
Sukces albumu Living On Video i popularność nurtu italo disco sprawiła, że zespół pracując nad kolejnym albumem, nagrywał go właśnie pod ten nurt. W międzyczasie z zespołu odeszła Laurie Gill, jej miejsce zajęła Lady D. - prywatnie Denise Languirand, żona Pascala.
Album On My Own ukazał się w 1988 roku, w szczycie popularności italo disco. Płytę otwiera kompozycja One For Me, One For You, będąca kolażem italo disco i funku, choć to w zasadzie jedyny funkowy akcent płyty, bowiem piosenki takie jak Someday You Will Be Mine, Show Me Something New oraz Dreams I Have Had, to klasyczne przykłady italo disco z elementami new wave i futurystycznego synth popu z przełomu lat 70. i 80. Z kolei utwory: Lady Of My Nights (z charakterystycznym wyraźnym riffem gitary), Maria i Tomorrow przypominają (nawet wokalnie) dokonania Limahla, zaś we wspomnianym Tomorrow słychać również wpływy The Human League z albumu Crash.
O wiele silniejsze wpływy The Human League (z albumów Dare i Hysteria), w połączeniu z wpływami disco lat 70. słychać w najbardziej przebojowej piosence albumu - Cover Girl.
Najlepszym jednak numerem albumu jest utrzymany w futurystycznym stylu synth pop z wczesnych lat 80. transowy Hey Boy Get It Right, gdzie dość mocno słychać echa wczesnych dokonań The Human League, Depeche Mode, a nawet Kraftwerk i Cabaret Voltaire z albumów The Crackdown i Micro - Phonies.
Album rozszerzono o bonusowe numery w postaci remixów przebojów z poprzednich albumów Trans X. Warto wspomnieć o Ghost (USA Mix), który uderzająco wręcz przypomina zarówno w warstwie brzmieniowej, stylistycznej, jak i w sekcji rytmicznej... nasz polski Papa Dance! Wiadomo już więc skąd Papa Dance ery Pawła Stasiaka czerpał swoje inspiracje.
Ponadto, Something's In The Air, to klasyczne połączenie italo disco i synth popu początku lat 80., klasycznie italo discowe, przypominające stylem dokonania Fancy'ego są piosenki: Josée (French Version), Ich Liebe Dich (I Love You) (Continental Mix) i Message A La Radio (12" French Version). Z kolei wielki przebój lat 80. z repertuaru Men Without Hats, The Safety Dance (Alternate Mix), w wykonaniu Trans X utrzymany jest w stylistyce synth pop zabarwionej twórczością The Twins (muzycznie) i Falco (wokalnie).
Rzecz jasna nie mogło zabraknąć wizytówki Trans X - Living On Video - i to aż w dwóch wersjach: klasycznej Radio Mix i mocno wydłużonej Dub Mix.
Mimo szczytu popularności italo disco na europejskich i amerykańskich parkietach, album On My Own nie odniósł spodziewanego sukcesu komercyjnego, choć dziś jest uważany za klasykę italo disco. Być może, gdyby album na singlu promowany był przez mega przebojową Cover Girl, nie zaś przez dość infantylną i bezbarwną piosenkę Maria, sprawy miałyby się zupełnie inaczej, a tak, przez wzgląd na komercyjną porażkę płyty On My Own, Trans X zawiesił działalność na kolejne siedem lat.
Ostatnio zmieniony 28 lip 2022, 1:15 przez Depeche Gristle, łącznie zmieniany 4 razy.


Entertainment Trough Pain
--------------------------------------------

Link:
BBcode:
HTML:
Ukryj linki do posta
Pokaż linki do posta
Awatar użytkownika

Depeche Gristle
Zweryfikowany
Twardziel
Posty: 719
Rejestracja: 27 lip 2009, 17:36
Status konta: √ OK
Imię i nazwisko:
Lokalizacja: Wrocław
Jestem muzykiem: Nie
Ulubieni wykonawcy:
Zawód:
Zainteresowania:
Wiek: 45
Status: Offline

#115086

Post autor: Depeche Gristle »

Alles - Culture, 2016;
******
Style: nowa fala, synthpop, industrial, rock elektroniczny, cold wave, dark wave, ebm, noise, experimental, postpunk, minimal, ambient
Obrazek


Culture - drugi album łódzkiej formacji electro-clashowej Alles, której korzenie wywodzą się z łódzkiej sceny indie rockowej, bowiem skład Alles tworzą wokalista związany z post-punkowymi zespołami Pornohagen i Już Nie Żyjesz Paweł Strzelec oraz ex gitarzysta Bruno Schulz Marcin Regucki. Muzycy Alles postanowili porzucić dotychczasowe gitarowe brzmienia na rzecz stylu łączącego polską nową falę z analogowo-retrospektywnymi brzmieniami syntezatorów, tworząc tym samym specyficzny rodzaj electro-clashu, co uwidacznia się na debiutanckim albumie Alles - Post, wydanym w 2014 roku.
Alles od samego początku nie był obojętny na sprawy bieżące, dotyczące codziennego życia polskiego społeczeństwa, takie jak m.in. odradzający się faszyzm, ksenofobia, zawłaszczanie historii i bohaterów narodowych oraz rządy złodziei, nie tylko rozkradających kraj, ale w dodatku przymykających oko na powyższe problemy. Choć początkowo zaangażowanie zespołu w sprawy polityczne i społeczne było jeszcze w miarę umiarkowane, album Post zawiera bowiem muzykę o bardziej tanecznym charakterze z większym naciskiem na zaangażowanie społeczne, aniżeli polityczne.
Przełom zapowiadała wydana zimą 2016 roku EP-ka Together We Are, na której Alles zaprezentował covery klasyków polskiego punkowego buntu z lat 80. takich jak Dezerter, Post Regiment, Apatia i Guernica y Luno, zaaranżowane na agresywny electro-clash.
Nie bez znaczenia na radykalizację muzyki i tekstów zespołu miały niepokojące zmiany społeczno-polityczne w Polsce po dojściu do władzy populistów, za którymi na piedestał wybiły się masy zarówno jawnych idiotów jak i pseudointelektualistów, tworząc system przypominający ten sprzed 1989 roku. Także w społeczeństwie zaczęło wyraźnie dochodzić do podziałów, nastąpił też wzrost niezadowolenia społecznego. Sytuacja zaczęła przypominać nieco burzliwe lata 80. kiedy swój sprzeciw wobec panującego systemu wyrażały zespoły punkowe i nowofalowe, gdzie głównym polem manifestu był legendarny festiwal FMR Jarocin.
W trudnych współczesnych czasach Alles postanowił sięgnąć zatem do wzorców z trudnych czasów lat 80. łącząc styl polskiej nowej fali, punka i anarchii w tekstach, z surowym syntezatorowym chłodem, industrialnym zgrzytem, analogowym brzmieniem i ciężkim mechanicznym beatem automatu perkusyjnego, co ujawniło się na wydanym 20 listopada 2016 albumie Culture.
Początek albumu wcale jednak nie zapowiada wspomnianej radykalizacji Alles, bowiem tytułowy utwór Kultura poprzedzają łagodne i przyjazne syntezatorowe nuty muzyki Chopina zagrane gościnnie przez Pawła Cieślaka, jednakże chwilę później następuje brutalne przewinięcie taśmy, po którym wraz z surowym i niskim brzmieniem klawiszy pojawia się chłodny, bezkompromisowy manifest Pawła Strzelca o kulturze i wychowaniu patriotycznym jakie otrzymujemy i, na które nikt z nas nie ma wpływu, a mimo to, jesteśmy winni szacunek naszej kulturze i historii. Utwór nabiera industrialno-synth popowego stylu z retrospektywnym brzmieniem oscylującym gdzieś pomiędzy Depeche Mode, a D.A.F. Pojawia się tu również istna lingwistyczna Wieża Babel w postaci wypowiadanych w różnych językach słów o kulturze przez przedstawicieli różnych nacji.
Lament jest najbardziej wielowątkowym utworem albumu, poczynając od ludowych kobiecych wokaliz w introdukcji, przez pulsujący EBM-industrial, electro-clash, po brzmienia orkiestrowe, tekst zaś jest anarchistyczny, przypominający piosenki Aya RL z lat 80. o wrogości świata na zewnątrz, któremu trzeba stawić czoło.
Protestsong Dezintegracja obarczony jest dusznym i brudnym brzmieniem klawiszy oraz ciężkim mechanicznym, przyśpieszającym w refrenie beatem automatu perkusyjnego. Kompozycja bezlitośnie obnaża i wyśmiewa w tekście głupotę, arogancję, prostactwo, kompleksy i małostkowość ludzi demonstrujących w kominiarkach tzw. "polski patriotyzm", będących pochodną złej edukacji i poddawania stałej indoktrynacji ze strony władzy i kościoła. Jest tu też obnażona głupota polskiej mentalności, przeciw czemu Alles wyraźnie protestuje słowami refrenu, wypowiadanymi łamaną polszczyzną przez obcokrajowców, jak i wykrzyczanymi przez Pawła Strzelca: "Wszystko czego chcemy, nie ma nic wspólnego z wami / najpierw jesteśmy ludźmi, dopiero później narodami!".
Konflikt wyraża niezadowolenie z panującej aktualnie sytuacji i ogólnie z marazmu codziennego życia, jednakże utwór zaskakuje szybkim i tanecznym rytmem, ciepłym synth popowo-futurystycznym brzmieniem retro z początków lat 80. w stylu wczesnego Depeche Mode, Eurythmics czy Yazoo. To najbardziej przebojowa część albumu, wyraźnie nawiązująca do poprzedniej płyty Alles - Post.
Miasto Duchów stanowi prawdziwą lekcję historii oraz przestrogę, do czego prowadzi nienawiść i faszyzm. Tekst opowiadany jest z perspektywy ofiar Holocaustu, zaś puentę stanowi wymownie wykrzyczane antyfaszystowskie zdanie "nigdy więcej!" Mimo ponurego przekazu, chłodnych przestrzeni wypełnionych dzwonieniem i mrożącymi krew dźwiękami partii skrzypiec na początku, utwór rozkręca się w pulsującym tempie, nabierając początkowo synth popowo-zimnofalowego, potem zaś EBM-owego wyrazu. Na uwagę zasługują tu niesamowite smyczki i partie saksofonu.
Drama utrzymana jest w industrialnym duchu Skinny Puppy i Front Line Assembly, zaś tekst jest opowieścią o sfrustrowanym outsiderze pragnącym uciec w szaleństwo lub w śmierć.
Gloria Victis z wyraźnym przesłaniem antywojennym, zawiera najbardziej zimne, ponure i surowe syntezatorowe dark-ambientowo-industrialne brzmienia spod znaku Suicide, chwytliwą, pozornie niepasującą solówkę klawiszową i zagrzewający do boju rytm automatu perkusyjnego.
Homo, z tekstem o surrealistycznych ludzkich zachowaniach, rozpoczyna się od wibrujących psychodelą analogowo-futurystycznych dźwięków (przedzielonych gongami) rodem z twórczości Kraftwerk i wczesnego The Human League, których to wpływy słychać w pierwszej fazie utworu z czasem przechodzącego w coraz cięższe, bardziej hałaśliwe i industrialne formy, choć nie brak tu wcale synth popowego pulsu na zgrzytliwym tle.
Zamykająca album krótka, 2-minutowa kompozycja Ziemia Niczyja, wypełniona jest w całości syntezatorowym tłem w stylu futurystycznych reklam z lat 60. i 70., bądź dokonań Perrey and Kingsley i Raymonda Scotta z lat 60., lub wczesnego Jeana-Michela Jarre'a. Analogowe tło uzupełnia w krótkich zdaniach ponura konkluzja dotycząca współczesnego zantagonizowanego społeczeństwa. Krótki, pesymistyczny tekst, który idealnie podsumowuje cały, jakże ponury, ale za to wielce wymowny album.
Ostatnio zmieniony 28 lip 2022, 1:16 przez Depeche Gristle, łącznie zmieniany 4 razy.


Entertainment Trough Pain
--------------------------------------------

Link:
BBcode:
HTML:
Ukryj linki do posta
Pokaż linki do posta

zabapinkfloyd
Doświadczony
Posty: 88
Rejestracja: 12 paź 2017, 9:26
Status konta: Podejrzane
Imię i nazwisko:
Lokalizacja:
Jestem muzykiem: Nie
Ulubieni wykonawcy:
Zawód:
Zainteresowania:
Płeć:
Wiek: 56
Status: Offline

#115090

Post autor: zabapinkfloyd »

kurde :) jestem pełen uznania długich wpisów :) nie czytałem ich ale podziwiam zaangażowanie i całą resztę :) skrótowo pisząc - szczerze podziwiam Was :) od dawna palce mi się trochę wykrzywiają ale pewnie nigdy nie napiszę recenzji żadnej płyty bo nie mam o tym pojęcia :)



Link:
BBcode:
HTML:
Ukryj linki do posta
Pokaż linki do posta
Awatar użytkownika

Sublime
Zweryfikowany
Twardziel
Posty: 644
Rejestracja: 16 lis 2013, 19:44
Status konta: √ OK
Imię i nazwisko:
Lokalizacja:
Jestem muzykiem: Tak ♫♫
Ulubieni wykonawcy: Berliniarze
Zawód:
Zainteresowania:
Płeć:
Status: Offline

#115093

Post autor: Sublime »

Zasadniczo to cały czas czegoś słucham, także musiałbym się tu udzielać codziennie, ale nie ma co zalewać forum ciągłymi własnymi odpowiedziami na własne pytania na przykład. ;)

I tak z tych ostatnio słuchanych;

1. No to przede wszystkim King Crimson, tym razem epoka lat dziewięćdziesiątych i THRAK, ale też i ConstruKction of Light. Ta pierwsza to w zasadzie taki bardziej modern Red w najprostszym skrócie, ale tylko w teorii, bo też jest niesamowicie charakterna, szczególnie pod względem aranży i tekstów, ale to nigdy nie było i zasadniczo nie jest wielką bolączką Frippa i spółki - zawsze jest jakaś myśl przewodnia, nie ma nieplanowanych niedopowiedzeń. Ta druga to trochę tak jakby Autechre mieli się brać za rocka progresywnego - i ta płyta też dla mnie swoje wygrywa, szczególnie w wersjach koncertowych. (mimo trochę przestarzałych obecnie elektronicznych patentów używanych przez Mastelotto w tamtym okresie)

2. Nudna i co to dużo ukrywać zdecydowanie rozczarowująca mnie In the Land of Pink and Grey dobrze znanego zespołu Caravan. Wydaje mi się, że w kwestii brzmienia i pewnych rozwiązań była już przestarzała w momencie wydania. Mimo to kilka momentów broni się na tyle, na ile można czasem tej płyty przesłuchać. (chociażby Winter Wine czy druga część Nine Feet Underground) W przypadku takich solówek gitarowych natomiast wydaje mi się, że równie dobrze mogłyby być zagrane zupełnie inaczej, a i tak nie byłoby większego problemu. Absolutnie bezjajeczne i bez pomysłu, w ogóle się nie sprawdzają, zero chęci do kolejnego odsłuchu akurat w tym aspekcie.

3. Pozytywnym zaskoczeniem było dla mnie z kolei pierwsze spotkanie z Death Grips, czyli dość kontrowersyjną grupą hip-hopową. Mocne, eksperymentalne, świeże aranże do całkiem przemyślanych i interesujących tekstów. W szczególności na słuchanej przeze mnie No Love Deep Web z dość osobliwą okładką... wszystko to się sprawdza, robi wrażenie i zostaje w pamięci. Chce się więcej. Stanowczo nie dla konserwatywnych słuchaczy.


Sublime

Link:
BBcode:
HTML:
Ukryj linki do posta
Pokaż linki do posta
Awatar użytkownika

Depeche Gristle
Zweryfikowany
Twardziel
Posty: 719
Rejestracja: 27 lip 2009, 17:36
Status konta: √ OK
Imię i nazwisko:
Lokalizacja: Wrocław
Jestem muzykiem: Nie
Ulubieni wykonawcy:
Zawód:
Zainteresowania:
Wiek: 45
Status: Offline

#115099

Post autor: Depeche Gristle »

Job Karma - Society Suicide, 2014;
******
Style: rock elektroniczny, synthpop, industrial, cold wave, dark wave, art-rock, experimental, ambient, minimal
Obrazek


Society Suicide - siódmy album wrocławskiej industrialno-eksperymentalnej formacji Job Karma, wydany 1 maja 2014 roku, zaskakuje dosyć poważnym zwrotem, a w zasadzie dużym krokiem na przód w stosunku do dotychczasowej twórczości zespołu wywodzącego się z kręgów kontrkultury i muzyki eksperymentalnej. Przede wszystkim zespół rezygnuje z eksperymentalnej formy przekazu, na rzecz formy piosenkowej - chociaż ta forma nie jest nowością w twórczości Job Karmy, pojawiła się już bowiem na albumie Strike (2005), jednak w przypadku albumu Society Suicide, piosenka jest już elementem wyraźnie dominującym.
Podobnie, jak wydany w 2007 roku album Tschernobyl, Society Suicide także ma charakter koncept-albumu; tym razem motyw przewodni albumu stanowi ponura wizja upadku zachodniej cywilizacji, co już sama w sobie oddaje okładka albumu autorstwa Arka Bagińskiego, znanego grafika i performera, który odpowiedzialny jest również za wizualną stronę Job Karmy.
Dotychczasowa twórczość Job Karmy, począwszy od albumu Newson (2001) ulegała stopniowej ewolucji, od eksperymentalizmu, przez zrytmizowanie muzyki, po przyjęcie formy piosenkowej, o przejrzystym i wyrafinowanym brzmieniu, pozbawionym przemysłowego jazgotu, za to kreującym klimat, o czym przekonuje już na dzień dobry otwierający album utwór Oil, stanowiący niesamowite wejście w klimat całego albumu, zaskakując niespotykaną dotąd u Job Karmy dość przystępną synthpopową koncepcją, choć kompozycja zachowuje industrialny charakter w postaci syntezatorowego pulsu, zgrzytów i ciężkiego beatu automatu perkusyjnego; słychać tu echa twórczości Depeche Mode i Cabaret Voltaire. Gościnnie udział w nagraniu kompozycji wziął wokalista słynnego amerykańskiego zespołu Savage Republic - Thom Fuhrmann, którego ponury wokal dodatkowo potęguje mroczny klimat utworu.
Mimo pojawienia się piosenek, Job Karma nie rezygnuje całkowicie z awangardy i utworów instrumentalnych, o czym przekonuje Trees, z charakterystycznym plemiennym rytmem bębnów przechodzącym w jazz-rockową sekcję perkusji, silną sekcją basu oraz psychodeliczną elektroniką; słychać tu wyraźne wpływy twórczości Can, zaś sam utwór ma mocny wydźwięk proekologiczny, co słychać we wkomponowanych w utwór odgłosach lasu i degradujących go brutalnych, przeszywających uszy dźwiękach piły łańcuchowej.
Przejmująca kompozycja Earth, z gościnnym wokalnym udziałem Matta Howdena (wokalista Sieben i Sol Invictus - z Maćkiem Frettem współtworzy też 7JK), przesycona jest analogowym brzmieniem syntezatora, subtelną sekcją automatu perkusyjnego, nieco przytłumionymi partiami gitary i nastrojowym wokalem. Utwór przypomina współczesne dokonania Depeche Mode.
Instrumentalny Out zadowoli z kolei zwolenników bardziej eksperymentalnego oblicza Job Karmy, jest to bowiem przykład kompozycji w klimacie rocka elektronicznego, z silnymi wpływami krautrocka, industrialu i dark ambientu, z duszną elektroniczną przestrzenią oplatającą głęboki i odległy puls. Na pierwszy plan wychodzą tu wysokie zagrywki klawiszy i chwytliwe partie akustycznej gitary. W końcówce utworu pojawiają się również partie smyczkowe.
Change jest przykładem chłodnego, wibrującego dźwiękiem synthpopu, inspirowanego głównie twórczością Clock DVA. Wokalny duet, który Maciek Frett tworzy tu ze swoją żoną Anią Frett (oba wokale są lekko przetworzone), generuje niesamowity erotyczny klimat utworu.
Kolejny z instrumentalnych numerów, Greed, wypełniony jest ciepłą, analogową przestrzenią z delikatną, orientalną zagrywką akustycznej gitary, dźwiękowymi plamami, eksperymentalnymi pulsami i ambientową przestrzenią, pod koniec zaś pojawia się partia fortepianu. Utwór klimatem przypomina dokonania Cluster z przełomu lat 70 i 80.
Blackout odznacza się rozedrganym i mechanicznym brzmieniem syntezatorów oraz industrialnym i chłodnym klimatem przypominającym twórczość Coil, podsycanym przez leniwe i senne wokale. W utworze gościnnie śpiewa Monika Kubacka z zespołu Eva, wspierana wokalnie przez Maćka Fretta.
Chłodne i mroczne syntezatorowe przestrzenie, uzupełnione o wszechobecne dźwięki otoczenia i efekty stereofoniczne dominują w instrumentalnym Cycle, którego sekcja rytmiczna oscyluje od synthpopowego beatu automatu perkusyjnego, po rockowe uderzenia perkusji. Utwór kończy solo na harmonijce ustnej Henryka Feliczaka, wykonującego słynną przyśpiewkę „Płonie ognisko w lesie”.
Zamykający album Death Day z gościnnym udziałem muzyków Karpat Magicznych – Anny Nacher i Marka Styczyńskiego - opatrzony jest minimalistyczną muzyczną przestrzenią, jękliwymi i charczącymi (i chyba nadto przekombinowanymi) żeńskimi wokalami, zarówno po angielsku, jak i po polsku oraz nakładającymi się na siebie dialogami.
Society Suicide, to najlepszy album w dotychczasowym dorobku Job Karmy, który prezentuje w pełni dojrzały wizerunek kultowego zespołu, który odchodząc od eksperymentalnych korzeni, penetrując obszary muzyki rockowej i popowej, ciągle pamięta o swoich kontrkulturowych korzeniach, toteż nie brakuje na albumie odwołań do muzycznych eksperymentatorów, co stawia Job Karmę w roli najważniejszego polskiego zespołu awangardowego i industrialnego.
Ostatnio zmieniony 15 gru 2020, 3:52 przez Depeche Gristle, łącznie zmieniany 2 razy.


Entertainment Trough Pain
--------------------------------------------

Link:
BBcode:
HTML:
Ukryj linki do posta
Pokaż linki do posta
Awatar użytkownika

Depeche Gristle
Zweryfikowany
Twardziel
Posty: 719
Rejestracja: 27 lip 2009, 17:36
Status konta: √ OK
Imię i nazwisko:
Lokalizacja: Wrocław
Jestem muzykiem: Nie
Ulubieni wykonawcy:
Zawód:
Zainteresowania:
Wiek: 45
Status: Offline

#115106

Post autor: Depeche Gristle »

Cluster - Sowiesoso, 1976;
*****
Style: krautrock, ambient, rock elektroniczny, cold wave, rock psychodeliczny, experimental, neofolk, new age
Obrazek

Administratorr Electro - Sławnikowice / Zgorzelec 17:10, 2014;
*****
Style: nowa nala, cold wave, synthpop, synthrock, electropop, indie rock, postpunk, electro blues, rock elektroniczny
Obrazek


Sowiesoso - czwarty album sygnowany szyldem legendarnej formacji Cluster, nagrywany w 1976 roku w jej słynnym wiejskim studiu Forst w zaledwie dwa dni, co czyni go jednym z najszybciej nagranych albumów w historii rocka; materiał zmiksował w swoim studiu w Wolperath, równie legendarny, współpracujący z zespołem praktycznie od początku jego istnienia inżynier dźwięku Conny Plank. Był to też pierwszy album Cluster nagrany pod szyldem wytwórni Sky Records, z którą formacja współpracowała (również jako muzycy solowi, jak i we współpracy z innymi muzykami, w tym Brianem Eno) przez następne dziesięć lat.
Nie bez znaczenia na zawartość muzyczną albumu miał fakt rozpoczęcia w tym samym czasie współpracy Dietera Moebiusa i Hansa-Joachima Roedeliusa z ojcem chrzestnym muzyki ambient Brianem Eno, pod szyldem ich drugiej formacji - Harmonia.
Albumem Sowiesoso w sposób oczywisty Cluster odchodzi od industrialnych, drone'owych i noise'wych klimatów z dwóch pierwszych albumów oraz zrytmizowanej muzyki bliskiej synthpopowi i rockowi elektronicznemu z albumu Zuckerzeit (1974).
Na Sowiesoso dominują ambientowe przestrzenie, często w klimatach wszechobecnej melancholii. Ponownie brak jest praktycznie sekcji rytmicznej, co stanowi zdecydowane przeciwieństwo mocno zrytmizowanej poprzedniej płyty zespołu.
Już na otwarcie albumu zespół nie pozostawia złudzeń; tytułowy utwór Sowiesoso składa się z lekkiego pulsu sewkwencera, ambientowych, atmosferycznych przestrzeni, uzupełnionych o gitarowe zagrywki oraz klimat jesiennej melancholii.
Kompozycja Halwa z kolei, emanuje ciepłem; partie gitarowe o orientalnym zabarwieniu uzupełniają się z równie zabarwioną orientem syntezatorową przestrzenią, na którą w dalszej fazie nakłada się organowe tło. Utwór dopełnia co jakiś czas pojedynczy perkusyjny werbel.
Dem Wanderer z charakterystycznie wysuwającym się na pierwszy plan pojedynczym sekwencerowym pulsem otwierają syntezatorowe zagrywki, potem kompozycja przechodzi w psychodeliczną organową przestrzeń w stylu Pink Floyd, uzupełnioną o syntetyczne efekty przypominające ćwierkanie ptaków, bardzo podobne do tych, które można usłyszeć w soundtracku Cabaret Voltaire - Taxi Music, wykorzystanym w filmie Johnny Yes No (reż. Peter Care, 1981). Zresztą, we wczesnej twórczości Cabaret Voltaire często jest słychać inspiracje utworem Dem Wanderer.
Umleitung rozpoczyna ciężki i kołyszący, choć nieco stłumiony puls sekwencera oraz oparte na nim partie fortepianu powtarzające ciągle ten sam wątek muzyczny; z czasem na ten muzyczny kolaż nakładają się dźwięki plemiennych rytmów wszelkich instrumentów perkusyjnych i szamańskich śpiewów.
Zum Wohl, to znowu powrót do jesiennej melacholii. Partie elektrycznego pianina, syntetyczne ćwierkanie czy pojawiający się co jakiś czas syntezatorowy puls uzupełniają tło ambientowej przestrzeni.
Es War Einmal z kolei stanowi swoiste przeciwieństwo poprzedniego utworu; na pierwszym planie pojawiają się tu chwytliwe melodie na pianino elektryczne, dla których odległa, ambientowa przestrzeń staje się tłem. Nie brakuje tu też odległych syntezatorowych zagrywek.
Zamykający album In Ewigkeit charakteryzuje się potężnymi wejściami fortepianu, między które wpleciony jest chwytliwy, syntezatorowy motyw, co daje do zrozumienia fakt posiadania talentu przez muzyków Cluster do komponowania całkiem przyswajalnych i przyjemnych melodii. Numer uzupełniony jest o wysokie i przeciągłe syntetyczne dźwięki przypominające theremin, odległe i chłodne ambientowe tło oraz bardzo subtelną i powolną sekcję rytmiczną - zaledwie jedno uderzenie na sekundę automatu perkusyjnego. To jedyna kompozycja albumu ze standardową sekcją rytmiczną.
Album Sowiesoso, będący już klasyką krautrocka i lat 70, stanowi dziś prawdziwy kamień milowy ambientu.
Album docenili zarówno krytycy jak i muzycy. Dziennikarz muzyczny Russ Curry pisał o nim, jako o doskonałej kolaboracji elektronicznych dźwięków z duchowym ciepłem, zaś słynnym muzyk rockowy Julian Cope zaliczył album do swojego top 50 ulubionych płyt muzycznych.


Sławnikowice/Zgorzelec 17:10 - wydany jesienią 2014 roku debiutancki album formacji Administratorr Electro, założonej rok wcześniej przez frontmana, wokalistę i gitarzystę zespołu Administratorr wywodzącego się z nurtu indie-rocka, Bartka Marmola, który od dziecka fascynował się muzyką elektroniczną; fascynacja ta miała swoje źródła w trakcie przypadkowo usłyszanego przez Bartka Marmola albumu Depeche Mode - Violator w 1990 roku. I w końcu tę fascynację artysta postanowił urzeczywistnić powołując do życia w 2013 siostrzaną formację mającego już na koncie dwa albumy indie-rockowego Administratorra - Administratorr Electro z odpowiednio dobranymi muzykami, znanymi ze współpracy w Kometach Pawłem Kowalskim i Markiem Veithem, którzy uzupełnili skład.
Stawiając na brzmienia syntezatorowe Administratorr Electro nie odciął się całkowicie od indie-rockowych korzeni, które w połączeniu z elektroniką są wyraźnie słyszalne na debiutanckim albumie. Teksty zaś, często są pełne sarkazmu, poczucia humoru, dystansu do siebie czy wręcz autoironiczne; najczęściej są retrostpektywne, nawiązujące do czasów młodości wokalisty, utrzymane w raczej punkowym duchu, zaś sam śpiew przesiąknięty jest wpływem polskich postpunkowych wykonawców połowy lat 90 - nie bez przyczyny zresztą, bowiem piosenki powstawały w latach 90, które wówczas musiały wywrzeć niemały wpływ na Bartosza Marmola.
Administratorr Electro, mimo, że muzykę oparł głównie na brzmieniach syntezatorów, wcale nie zrezygnował z gitar (przynajmniej jeszcze nie na pierwszym albumie, choć proces ograniczania roli gitar nabierze wyrazu już na następnym albumie), a znacznie je ograniczył; zabieg ten, wraz z wpływami punkowymi i indie-rockowymi sprawił, że w muzyce zespołu, niemal na całym albumie dominuje styl mocno przypominający klimatem dokonania New Order.
Nie bez znaczenia jest także tytuł płyty: „Sławnikowice/Zgorzelec 17:10”, nawiązujący do historii z młodości wokalisty, porzucającego swoją niewielką rodzinną miejscowość Sławnikowice, kierując się ostatnim autobusem odjeżdżającym z rodzinnego miasta o 17:10 do Zgorzelca, gdzie potem przyszły muzyk podjął pracę jako administrator nieruchomości, skąd zresztą zaczerpnął nazwę dla swoich zespołów.
Album otwiera dość pesymistyczny, wręcz oskarżycielski w wymowie Tango Corporacione, wyrzucający korporacjom wyzysk zwykłego człowieka, pozbawionego wolnego czasu, nie mającego czasu nawet na miłość. Numer odznacza się znakomitym gęstym basem i rytmem w stylu The Prodigy, elektronicznym pulsem oraz mocno stłumionym riffem gitary.
Weź Się Ubierz, całkowicie pozbawiona gitary, oparta wyłącznie na ejtisowym beacie automatu perkusyjnego, pulsie sekwencera i chłodnym brzmieniu syntezatorów, kompozycja zdecydowanie nawiązuje do stylistyki lat 80; utwór przypomina syntezatorowe oblicze New Order i można go zaliczyć do stylu electro-clash. Jest to zapowiedź klimatów z następnej płyty Administratorr Electro.
Synthpopowa ballada Zgorzelecka, o niespełnionej miłości, wypełniona jest gorzkim klimatem melancholii, chłodną, analogową syntezatorową przestrzenią i zagrywkami akustycznej gitary w tle.
Klimaty New Order odżywają w piosence Noc Na Klatce z twardą i stłumioną partią gitary oraz surowym brzmieniem elektroniki - choć pojawiają się też w refrenie futurystyczne zagrywki klawiszy w stylu Kraftwerk.
Demony Zimy, to piosenka o bardziej gitarowej oprawie, która jest powrotem do indie-rockowego oblicza Administratorra, choć nie brakuje tu zimnofalowego ducha Joy Division.
Rozmowy z Władzą, to niezwykle humorystyczna opowiastka z perspektywy typowego polskiego pijaka zmagającego się nie tylko z chcącym wypisać mandat za picie alkoholu w miejscu publicznym policjantem, ale i beznadzieją codziennego życia - nie bez dużej dawki ironii. A wszystko w electro-bluesowej oprawie.
Tęsknotę za dawno utraconą miłością słychać w przepięknej balladzie z niesamowitym chwytem akustycznej gitary Król Łękocina. Słychać tu wpływy postpunkowych polskich kapel początków lat 90, takich jak Chłopcy Z Placu Broni czy Universe.
Dżdżownice, to wielce humorystyczne, przesycone niesamowitą ironią spojrzenie na historię z dzieciństwa. Kompozycja jest połączeniem piosenki w stylu polskiego postpunka z lat 90 z neworderowskim obliczem muzyki.
Wpływy New Order silnie odznaczają się w kolejnych utworach, począwszy od zimnofalowego, energicznego i synthrockowego S.A.D., z kolei Ostatni z Paczki (Na Sen), przypomina bardziej gitarowe oblicze New Order, choć nie brakuje tu chłodnych klawiszowych melodii, podobnie jak w numerze Idioci z kolejnym ironicznym i prześmiewczym tekstem - że jednak warto i dobrze być idiotą.
Miłość Podpalacza, to najbardziej utaneczniony moment całego albumu - i znowu kompozycja odnosi się do New Order, tym razem dyskotekowego oblicza tego kultowego zespołu.
Kolejną ironiczną retrospektywą dzieciństwa jest Tylko Nie W Szczepionkę. Utwór jest kolaboracją ejtisowego synthpopu z zagrywkami gitary akustycznej - także i tu nie trudno odnieść wrażenia muzycznych wpływów kultowego zespołu z Manchesteru.
Podniosła ballada W Chowanego Na Cmentarzu charakteryzuje się chłodnymi syntezatorowymi przestrzeniami w strofie i brudnymi indie-rockowymi riffami gitary w refrenie.
Album, jakby na ostateczne pożegnanie z indie-rockiem, kończy zaledwie półtoraminutowa, całkowicie indie-rockowa kompozycja Węglowodany, z jakże ironicznym kulinarnym tekstem.
Album Sławnikowice/Zgorzelec 17:10 jest początkiem nowego etapu w twórczości Bartka Marmola - o wiele ciekawszego i ambitniejszego, od poprzedniego. W muzyce Administratorr Electro jest jeszcze sporo odniesień do indie-rockowego Administratorra; album stanowi moment przejściowy między oboma „Administratorrami”. Zespół postawił nie na rewolucję, a na ewolucję. Następny już album Administratorr Electro - Ziemowit - wyraźnie zrywa z indie-rockową etykietą, zaś formacja wypracowuje sobie nowe - własne brzmienie i styl, charakterystyczne wyłącznie dla Administratorr Electro.
Ostatnio zmieniony 15 gru 2020, 3:49 przez Depeche Gristle, łącznie zmieniany 3 razy.


Entertainment Trough Pain
--------------------------------------------

Link:
BBcode:
HTML:
Ukryj linki do posta
Pokaż linki do posta
Awatar użytkownika

Depeche Gristle
Zweryfikowany
Twardziel
Posty: 719
Rejestracja: 27 lip 2009, 17:36
Status konta: √ OK
Imię i nazwisko:
Lokalizacja: Wrocław
Jestem muzykiem: Nie
Ulubieni wykonawcy:
Zawód:
Zainteresowania:
Wiek: 45
Status: Offline

#115110

Post autor: Depeche Gristle »

The Human League - Credo, 2011;
*****
Style: new wave, synthpop, cold wave, electro
Obrazek


Credo - dziewiąty album studyjny legendy brytyjskiego synthpopu, formacji The Human League, która w ostatnich dwóch dekadach zdążyła przyzwyczaić już do niezbyt częstego wydawania płyt - w zasadzie tylko raz na dziesięć lat, w okrągłą rocznicę wydania ich największego płytowego sukcesu komercyjnego - Dare (1981). Tak było w przypadku albumu Secrets (2001), który ukazał się dwadzieścia lat po Dare, mimo popularności brzmień lat 80 (na topie byli w tym czasie wielcy wykonawcy synthpopowi lat 80 m.in. Depeche Mode, New Order, Pet Shop Boys czy A-ha), album poniósł komercyjną porażkę. Na kolejny krążek The Human League trzeba było czekać zatem do trzydziestolecia Dare.
Tytuł Credo, (z łaciny "wiara") frontman zespołu Philip Oakey zaczerpnął od swojego ulubionego albumu Roxy Music - ,,Manifesto" (1979), wierząc, iż album będzie prawdziwym manifestem wiary w możliwości brzmieniowe The Human League.
Album budził wielkie zainteresowanie fanów zespołu już na wiele lat przed jego premierą, bowiem zespół z wielką pompą wszedł do studia już w 2007 roku, zapowiadając nawiązanie do czasów swojej największej świetności. Ostatecznie album oficjalnie ukazał się nakładem wytwórni Wall of Sound 21 marca 2011 roku.
Pewne zaskoczenie przychodzi już na samo otwarcie albumu, bowiem pierwszy numer płyty Never Let Me Go śpiewany jest przez Susan Ann Sulley; Philip Oakey ogranicza się tu jedynie do chórków i wokaliz, choć utwór nie zaskakuje w zasadzie niczym odkrywczym; słychać tu ducha dawnego The Human League w retrospektywnym brzmieniu połączonym z ejtisową sekcją rytmiczną automatu perkusyjnego. I jedno tylko pozostaje bez zmian - fatalny wokal Susan Sulley, choć w tym przypadku śpiew podrasowany został inżynierią dźwiękową, co i tak nie zatarło złego wrażenia.
Night People prezentuje się już znacznie ciekawiej, nie tylko w związku z przejęciem przez Oakey'a roli pierwszego wokalisty. Kompozycja łączy bowiem brzmienia analogowej elektroniki i syntezatorowego pulsu z szybką, nowoczesną i utanecznioną sekcją rytmiczną.
Sky co prawda wyraźnie zwalnia obroty, ale utwór jest w całości w retrospektywnej oprawie, mocno nawiązującej stylem i brzmieniem do albumów Dare i Hysteria. Ten sam schemat zachowuje Into the Night, choć numer posiada bardziej marszowy rytm.
Egomaniac wyraźnie nawiązuje do klimatów Dare, choć nie brak tu współczesnych elementów brzmienia, z kolei w Single Minded słychać futurystyczno-analogowe dźwiękowe penetracje rejonów początków działalności zespołu i jego wczesnych albumów - Reproduction i Travelogue.
W Electric Shock słychać jest fascynacje twórczością Kraftwerk (motywy wyjęte z utworu Metropolis) oraz nurtem euro disco popularnym pod koniec lat 70. Utwór przypomina dokonania Space lub wczesnego Yellow Magic Orchestra w połączeniu z szybkim, mocno utanecznionym rytmem.
Get Together znowu powraca brzmieniem do klimatów z Dare i Hysteria, choć nie brakuje tu miejsca dla współczesnej elektroniki.
Privilege, to najlepszy moment albumu; nieprzypadkowo, bowiem utwór obdarzony jest ciężkim, mechanicznym beatem, zaś brzmieniem i stylem nawiązuje do Reproduction i Travelogue.
Breaking the Chains brzmieniowo i stylistycznie przypomina klimaty z albumu Hysteria, głównie za sprawą sampli funkowej gitary. Piosenka charakteryzuje się ponadto rozpowszechnionymi niegdyś przez Depeche Mode i Kraftwerk japońskimi motywami klawiszy i mocnym wpływem euro disco.
Na zamknięcie albumu zespół zapodaje numer całkowicie retrospektywny i ejtisowy - When the Stars Start to Shine, z szybkim postpunkowym rytmem automatu perkusyjnego i futurystycznym brzmieniem rodem z 1981 roku; utwór brzmi jakby był żywcem skomponowany specjalnie na Dare!
Album Credo wydaje się wyrażać głęboką nostalgię za czasami świetności The Human League z lat 1981-84. Bez wątpienia jest to solidny album, choć nie brakuje na nim słabych momentów, jak chociażby Never Let Me Go. Innym minusem płyty jest aż nadto usilne czy wręcz przesadne nawiązywanie klimatem, przede wszystkim do Dare.
Choć Credo wydaje się być najlepszym albumem The Human League w przeciągu dwudziestolecia 1990 - 2011, to jednak ciężko zestawić go obok największych dokonań zespołu z Dare i Hysteria na czele - a o dwóch pierwszych albumach The Human League nawet nie wspominając.
Credo spotkało się z mieszanymi opiniami krytyków, choć przeważały te pozytywne; album osiągnął minimalny sukces komercyjny, na pewno nie taki, na jaki liczyli muzycy zespołu, dla których srebrny certyfikat przyznany przez Independent Music Companies Association czy 44 miejsce brytyjskiej UK Albums Chart, stanowiły raczej rozczarowanie, toteż zapewne na kolejny album The Human League przyjdzie czekać do kolejnej okrągłej rocznicy wydania Dare - czyli do 2021 roku.
Ostatnio zmieniony 15 gru 2020, 3:32 przez Depeche Gristle, łącznie zmieniany 3 razy.


Entertainment Trough Pain
--------------------------------------------

Link:
BBcode:
HTML:
Ukryj linki do posta
Pokaż linki do posta
Awatar użytkownika

Depeche Gristle
Zweryfikowany
Twardziel
Posty: 719
Rejestracja: 27 lip 2009, 17:36
Status konta: √ OK
Imię i nazwisko:
Lokalizacja: Wrocław
Jestem muzykiem: Nie
Ulubieni wykonawcy:
Zawód:
Zainteresowania:
Wiek: 45
Status: Offline

#115126

Post autor: Depeche Gristle »

The Buggles - The Age Of Plastic, 1980;
*****
Style: new wave, synthpop, cold wave, synthrock, postpunk, glam rock, disco
Obrazek


The Age of Plastic - debiutancki album brytyjskiej formacji The Buggles, założonej w 1977 roku w południowo londyńskiej dzielnicy Wimbledon przez trzech muzyków - Trevora Horna, Geoffa Downesa oraz wokalistę Bruce'a Woolley'ego - zainspirowanych w głównej mierze twórczością Electric Light Orchestra, 10cc i Kraftwerk. Zespół szybko opuścił Bruce Woolley zakładając własną formację The Camera Club, wobec czego wokalne obowiązki przyjął na siebie Trevor Horn.
Album powstawał w 1979 roku w Londynie, zaś muzycy dysponowali całkiem pokaźnym budżetem 60000 funtów, dzięki czemu mogli zastosować szereg nowinek technicznych i inżynieryjnych.
Głównym motywem albumu był temat stawienia czoła rzeczywistości przez plastikowy popowy zespół działający w plastikowej i futurystycznej erze nadchodzących lat 80, stąd też wywodzi się tytuł płyty - The Age of Plastic.
Album miał swoją premierę 10 stycznia 1980 roku, choć po raz pierwszy szerokiej publiczności został zaprezentowany przez angielskie stacje radiowe już 31 grudnia 1979.
Album otwiera singlowy numer Living in the Plastic Age w klimacie łączącym pop lat 60, klasyczne disco lat 70 i zimnofalowy synthpop lat 80. Utwór opowiada o powszednieniu w erze plastikowego życia codziennych newsów telewizyjnych i prasowych dotyczących wojny w Wietnamie.
Kolejny singiel, utrzymany w podobnej stylistyce co singiel otwierający album, Video Killed the Radio Star, stał się największym przebojem The Buggles i jednym z pierwszych hitów brytyjskiego synthpopu. Kompozycja utrzymana w radosnej tonacji, z przetworzonym "radiowym" wokalem Trevora Horna i cukierkowymi kobiecymi wokalami w wykonaniu Debi Doss i Lindy Jardim w refrenie, szybko stała się wizerunkiem grupy i rozpoczęła modę na synthpop w latach 80. Chyba nie ma stacji radiowej, która nie grałaby tego przeboju zapewniającemu światową sławę The Buggles, choć, jak na ironię, przyczyniającemu się również do zguby formacji. Dodatkowo utwór został unieśmiertelniony przez amerykańską stację MTV, która 1 sierpnia 1981 roku zaczęła nadawanie właśnie teledyskiem Video Killed the Radio Star.
Glamrockowy i zimnofalowy numer Kid Dynamo z wpływami twórczości Davida Bowiego, przypomina również wczesne dokonania Ultravox z Johnem Foxxem w składzie. Wyraźnie jest tu słychać echa i inspiracje dla przyszłych dokonań polskiego zespołu synthpopowego Klincz.
Synthpopowy I Love You (Miss Robot) przypomina z kolei klimaty Ultravox lat 80; nawet pełen melancholii wokal Trevora Horna jakby nawiązuje do stylu śpiewania Midge'a Ure'a. W refrenie uwagę budzą vocoderowe partie wokalne w stylu Kraftwerk.
Kolejny z singlowych numerów, postpunkowy, przypominający wczesny Ultravox z lat 70 Clean, Clean z chwytliwą i przebojową zagrywką klawiszy budzi skojarzenia z przyszłymi postpunkowymi rejonami twórczości The Cure i New Order.
Czwarty z singlowych utworów, Elstree, zdominowany jest przez styl disco z wyraźnie wyczuwalnym wpływem Abby.
Astroboy (And the Proles on Parade), to spokojna i nastrojowa synthpopowa ballada zapowiadająca erę new romantic, z kolei zimnofalowy Johnny on the Monorail jest jakby zapowiedzią postpunkowego oblicza Ultravox lat 80.
Kompaktowe wznowienie albumu zawiera utwory dodatkowe; pierwszym z nich jest instrumentalny Island, łączący elektroniczne przestrzenie ze stylem reggae; kompozycja bardzo przypomina podobne dokonania Can.
Technopop z futurystycznymi partiami klawiszy nawiązującymi brzmieniowo do Vox Continental, jak żywo przypomina stylem OMD.
Całość kończy wczesna wersja Johnny on the Monorail (A very different version) w bardziej postpunkowym wydaniu.
The Age of Plastic okazał się wielkim sukcesem komercyjnym, zarówno jako album, zajmując czołowe lokaty na europejskich listach przebojów, jak i pod względem singli, a w szczególności Video Killed the Radio Star, który stał się numerem jeden w Wielkiej Brytanii, Australii, Austrii i w krajach skandynawskich.
Sukces albumu sprawił, że muzycy The Buggles dostali propozycję dołączenia do legendarnej progresywnej formacji Yes, którą właśnie wstrząsnęło odejście dwóch czołowych muzyków - Ricka Wakemana i Jona Andersona - których miejsce zajęli właśnie Trevor Horn i Geoffrey Downes, i z nimi w składzie Yes nagrał album Drama. Posunięcie to okazało się jednak błędem, bowiem mimo wysokiego poziomu albumu i świetnych recenzji krytyków, w zespole pojawiły się nieporozumienia; Horn i Downes już po jednym nagranym albumie dla Yes musieli opuścić zespół, co też niekorzystnie odbiło się na dalszych losach The Buggles, z którym muzycy nagrali album Adventures in Modern Recording (1981) i, być może także pod ciężarem wielkiego sukcesu The Age of Plastic i Video Killed the Radio Star, album nie odniósł spodziewanego sukcesu komercyjnego, chociaż krążek został doceniony w USA, docierając do 7 miejsca US Bubbling Under Rock Albums amerykańskiego Billboardu.
W rezultacie The Buggles został rozwiązany w 1982 roku, stając się formacją, do której przylgnęła etykietka "zespołu jednego przeboju".
Trevor Horn i Geoffrey Downes kontynuowali z powodzeniem działalność w progresywnym zespole Asia; Trevor Horn ponadto dał się poznać jako muzyk industrialnego zespołu The Art. Of Noise oraz w roli cenionego producenta muzycznego.
Ostatnio zmieniony 07 gru 2020, 3:41 przez Depeche Gristle, łącznie zmieniany 3 razy.


Entertainment Trough Pain
--------------------------------------------

Link:
BBcode:
HTML:
Ukryj linki do posta
Pokaż linki do posta
Awatar użytkownika

Depeche Gristle
Zweryfikowany
Twardziel
Posty: 719
Rejestracja: 27 lip 2009, 17:36
Status konta: √ OK
Imię i nazwisko:
Lokalizacja: Wrocław
Jestem muzykiem: Nie
Ulubieni wykonawcy:
Zawód:
Zainteresowania:
Wiek: 45
Status: Offline

#115166

Post autor: Depeche Gristle »

Wrangler - White Glue, 2016;
******
Style: new wave, synthpop, industrial, cold wave, ebm, minimal, house, electro, trip-hop, experimental
Obrazek

Coil - The Ape Of Naples, 2004;
******
Style: new wave, rock psychodeliczny, cold wave, art rock, dark wave,
noise, rock industrialny, rock elektroniczny, synthpop, trip-hop, experimental, ambient

Obrazek


White Glue - drugi album tria z Sheffield Wrangler, tworzonego przez znanego ze współpracy z Johnem Foxxem pod szyldem John Foxx and the Maths Benge (Bena Edwardsa), Phila Wintera i byłego wokalistę legendarnej industrialnej formacji Cabaret Voltaire Stephena Mallindera.
Debiutancki album grupy, wydany w 2014 roku „LA Spark”, opierający się głównie na industrialnym stylu czerpiącym z twórczości Cabaret Voltaire, zdobył ogromną popularność i przychylne opinie krytyków, świetnie też sprawdzał się na koncertach, toteż muzycy postanowili rozwinąć koncepcje, które pojawiły się na debiutanckim krążku, wydając wiosną 2016 album „White Glue”.
Na rozpoczęcie albumu zespół prezentuje przesyconą acid-house'owym klimatem z przełomu lat 80 i 90 kompozycję Alpha Omega z wokalem przetworzonym przez vocoder oraz subtelną aurą przypominającą klimaty z albumu Cabaret Voltaire - „Groovy, Laidback And Nasty” (1990); nie brakuje tu też chwytliwych, retrospektywnych ejtisowych motywów klawiszy.
Klimatem lat 80 przesiąknięty jest Stupid, klasycznie synthpopowy utwór, z wokalem Mallindera o soulowym zabarwieniu; piosenka odbiega raczej od klimatu Cabaret Voltaire, przypominając nieco bardziej dokonania Kraftwerk. Numer ponadto ukoronowany został efektownym teledyskiem.
Synthpopowy Clockwork oscyluje pomiędzy zimnofalowymi klimatami Gary'ego Numana, a futurystycznym synthpopem wczesnego The Human League. Tło stanowią tu świdrujący puls i psychodeliczna przestrzeń w stylu elektroniki lat 70. Całość uzupełnia szorstko brzmiąca deklamacja Mallindera.
Dirty, z rwanymi riffami gitary w gościnnym wykonaniu Julie Capmbell, powraca w industrialne rejony Cabaret Voltaire rodem z płyty The Covenant, The Sword, and the Arm of the Lord (1985). Oprócz wspomnianych gitarowych riffów, utwór charakteryzuje się marszowym tempem, potężnym industrialnym pulsem, sekwencerową wibracją, kolażami analogowego brzmienia w tle i posępnym bluesowym wokalem Mallindera.
Stop, z trip-hopowym rytmem w stylu Depeche Mode z albumu Exciter, utrzymany jest w minimalistycznej formie brzmieniowej, wypełnionej wibrującymi pulsami elektronicznymi, przywołującymi na myśl klimaty z albumu Cabaret Voltaire - Micro-Phonies (1984) oraz basowymi elementami house'u znanymi z albumu Body And Soul (1991), zaś wokal Mallindera nabiera charakterystycznego dla niego wyrazu nieprzejednanego chłodu.
Real Life w morderczym tempie electro-clashu przypominającym dokonania D.A.F., charakteryzuje się silnym i nieprzerwanym industrialnym pulsem, chłodnym syntezatorowym tłem i mocno przetworzonym śpiewem Mallindera.
Synthpopwo-minimalistyczny, zimnofalowy Days balansuje w przedziałach, od współczesnych dokonań Depeche Mode i Yello, po klimaty Coil i Clock DVA. Wokal Mallindera nabiera tu dość ponurego charakteru.
Superset jest klasycznie synthpopowym numerem łączącym retrospektywę lat 80, przede wszystkim w sekcji rytmicznej, nawiązującej do stylu Cabaret Voltaire lat 80, ze współczesnym brzmieniem elektroniki, w której słychać zarówno ducha Cabaret Voltaire lat 90, jak i wpływy Front Line Assembly czy Skinny Puppy. Wokal jest tu praktycznie szeptany, co jest dość charakterystycznym elementem dla twórczości wczesnego Cabaret Voltaire.
Album kończy, będący jakby w opozycji do całości Colliding, spokojny lecz minimalistyczny utwór z subtelnym beatem sekcji rytmicznej, delikatnym transowym pulsem sekwencera, zagrywkami klawiszy przypominającymi wczesne analogowe syntezatory z lat 60 i 70 oraz przetworzonym przez vocoder wokalem, powtarzającym stale jedną frazę. Kompozycję kończy ciekawe, dramatyczne spowolnienie w duchu krautrocka.
White Glue (którego współproducentem, podobnie jak w przypadku LA Spark, jest związany niegdyś z Depeche Mode Steve Malins) wykracza znacznie dalej aniżeli LA Spark, penetrując o wiele większe rejony elektroniki, choć album jednocześnie w dalszym ciągu pozostaje pod ogromnym wpływem twórczości Cabaret Voltaire. Zresztą - biorąc pod uwagę osobę wokalisty - White Glue mógłby śmiało być albumem Cabaret Voltaire - i to nawet jednym z lepszych w dorobku zespołu.
Niemniej White Glue udowadnia dojrzałość muzyków tworzących Wrangler, co też dobrze rokuje na dalszą przyszłość twórczości zespołu.


The Ape Of Naples - ostatni album Coil wydany przed rozwiązaniem legendarnej awangardowej formacji. Jest to będąca swoistym pożegnaniem kompilacja wybranej twórczości Coil z lat 1993 - 2004, a zarazem jest to ostatni album nagrywany za życia wokalisty Jhonna Balance'a, który zmarł 13 listopada 2004 roku, na skutek wypadku spowodowanego upojeniem alkoholowym. Album, który początkowo miał nosić tytuł Fire of the Mind, ostatecznie ukazał się ponad rok później - 2 grudnia 2005.
Specjalnie dobrany na to wydawnictwo zestaw kompozycji otwiera początkowo mająca być tytułowym utworem płyty Fire Of The Mind, szamańska pieśń, pełna bólu w wokalu i w tekście, w którym pojawiają się mocne metafory: "Anioły są bestiami, ludzie są zwierzętami / Im bardziej czarne słońce, im ciemniejszy świt" czy wreszcie wyjątkowo ponure pytanie: "Czy śmierć przychodzi sama czy z gorliwą pomocą?" A wszystko na tle podniosłego syntezatorowego brzmienia analogowego na miarę kościelnych organów oraz chłodnej i odległej przestrzeni i delikatnej plemiennej rytmiki.
Ponad 10-minutowy The Last Amethyst Deceiver oparty jest na chłodnych i wibrujących partiach syntezatorowych wprowadzających w stan ewidentnej hipnozy. Ponury wokal Balance'a przywołuje niekiedy ducha Iana Curtisa.
Tattooed Man, wykonywana dotąd wyłącznie na żywo pieśń, doczekała się wersji studyjnej. Neofolkowa kompozycja przypomina stylem miejski folklor z wyjątkowo smutną, jak wokal Balance'a, partią akordeonu na pierwszym planie oraz linią przeciągłych dud w tle.
Triple Sun utrzymany jest w klimacie psychodeli, z chłodnymi motywami klawiszy, mocnym pulsem basu, partiami marimby i przytłumionymi riffami gitarowymi. Wokal tym razem jest mocno stłumiony, słyszany jakby przez niedostrojony radioodbiornik.
It's In My Blood jest kolaboracją rocka industrialnego z psychodelicznym, w posępnym i powolnym rytmie, z licznymi syntezatorowymi zgrzytami, orkiestrowo-filmową, jak u Hitchcocka, przestrzenią i przeraźliwymi, wręcz opętańczymi krzykami Jhonna Balance'a.
Instrumentalny I Don't Get It jest utrzymany w duchu ambientu i krautrocka rodem z twórczości Cluster drugiej połowy lat 70; syntezatorowe ścieżki współgrają tu z partiami fortepianu, zaś na uwagę zasługuje niesamowita partia saksofonu. W utwór wkomponowano ponadto sample przetworzonych odgłosów zarówno ludzkich, jak i zwierzęcych.
Jedyny w zestawieniu numer w dynamicznym tempie czy wręcz o przebojowym charakterze, o ile można tak rzec w kontekście Coil, Heaven's Blade, łączy klimat synthpopu, industrialu i cold wave. Synthpopowa chłodna aura, industrialny puls, trip-hopowy, choć przyśpieszony rytm i zmysłowy wokal Balance'a o podtekście erotycznym, wszystko to sprawia, że na moment album odchodzi od klimatu smutku i przygnębienia, zaś utwór przypomina klimaty zaczerpnięte z twórczości Depeche Mode z albumu Exciter.
Cold Cell jest pieśnią o wymiarze sakralnym, dość powiedzieć że kończącą się słowem "Amen", w której Balance śpiewa jak prawdziwy kaznodzieja na tle muzyki opartej o bas i chłodną syntezatorową przestrzeń w klimacie rodem z Twin Peaks.
Teenage Lightning 2005 oparty jest na syntezatorowym pulsie, dusznej przestrzeni, rozedrganej marimbie, odległych partiach fortepianu i psychodelicznym klimacie. Nawet lekko przetworzony wokal Balance'a wydaje się być zawieszony gdzieś wysoko w tej przestrzeni. Utwór dość niespodziewanie kończy interlude z wybuchem szczerego i nieskrępowanego śmiechu Jhonna Balance'a. Amber Rain wypełniony jest z kolei pełną melancholii, lekko wirującą melodią na tle partii saksofonu i harmonijki ustnej. Pełen smutku i melancholii jest również wokal.
Zamykający całość Going Up jest de facto przeróbką pochodzącej z programu telewizyjnego produkcji BBC, "Are You Being Served?" piosenki o tym samym tytule, w której wykorzystano słowa Balance'a wypowiedziane podczas ostatniego występu na żywo, na Electronic Arts Festival w 2004 roku. Utwór, pełnym dramaturgii falsetem gościnnie śpiewa François Testory na tle melodii składającej się z podniosłych partii smyków i wiolonczeli oraz delikatnie wibrującej marimby, tworząc prawdziwe epitafium w obliczu ludzkiego końca i odwiecznemu pytaniu: "co jest tam, po drugiej stronie?" Idealne zwieńczenie albumu pełnego smutku i przygnębienia, podejmującego zadaniu pożegnania się z fanami. Aurze przygnębienia potęguje w dodatku umieszczenie we wnętrzu wkładki płyty zdjęcia przerażającego martwego oblicza Jhonna Balance'a - artysty od lat zmagającego się z demonami uzależnienia od alkoholu i narkotyków, zmagającego się z ciężką depresją, co w ostateczności doprowadziło go do tragicznej śmierci.
Ostatnio zmieniony 07 gru 2020, 3:40 przez Depeche Gristle, łącznie zmieniany 3 razy.


Entertainment Trough Pain
--------------------------------------------

Link:
BBcode:
HTML:
Ukryj linki do posta
Pokaż linki do posta
Awatar użytkownika

Depeche Gristle
Zweryfikowany
Twardziel
Posty: 719
Rejestracja: 27 lip 2009, 17:36
Status konta: √ OK
Imię i nazwisko:
Lokalizacja: Wrocław
Jestem muzykiem: Nie
Ulubieni wykonawcy:
Zawód:
Zainteresowania:
Wiek: 45
Status: Offline

#115215

Post autor: Depeche Gristle »

The Beloved - Conscience, 1993;
*****
Style: new wave, electro pop, synthpop, house, cold wave, soul, rock elektroniczny, dark wave, trip-hop, funk
Obrazek


Conscience - album brytyjskiej formacji synthpopowej The Beloved, którego premiera miała miejsce 8 lutego 1993 - roku wyjątkowego, bowiem 1993 rok, będący szczytem popularności nurtu Grunge i tandetnego Euro Dance, zaowocował kultowymi wydawnictwami gwiazd synthpopu lat 80, takimi jak Songs Of Faith And Devotion, będący do tej pory najlepszym albumem Depeche Mode; Pet Shop Boys wydali swój najbardziej hitowy album Very, z kolei New Order i OMD zaprezentowali może i nie największe dzieła w swoim dorobku, ale za to albumy zawierające ich największe przeboje, odpowiednio: Republic i Liberator.
The Beloved, jako przedstawiciel sceny synthpopowej w latach 80 nie odniósł sukcesu komercyjnego, jednak zespół, po przetasowaniach personalnych, na przełomie lat 80 i 90, sięgnął po przybyły z USA nurt Acid House, który w szybkim czasie zdobył ogromną popularność w Europie, co też okazało się strzałem w dziesiątkę; wydany w 1990 roku album Happiness, łączący synthpop z acid house'em, przyniósł grupie sukces komercyjny, do tego stopnia, że muzycy rok później postanowili nagrać remix-album zawierający remixy utworów z Happiness - Blissed Out, po którym z kolei z zespołu postanowił odejść klawiszowiec i gitarzysta Steve Waddington, co jednak nie wpłynęło negatywnie na dalszą działalność The Beloved, bowiem wokalista formacji Jon Marsh dokooptował do składu swoją żonę Helenę Marsh. Ponadto nawiązano współpracę z całą rzeszą muzyków sesyjnych, m.in. z saksofonistą Nigelem Hitchcockiem (mającym za sobą współpracę m.in. z Joe Cockerem, Rayem Charlesem, Cher, Tomem Jonesem, Kate Bush czy Moody Blues), kompozytorem muzyki filmowej Edwardem Shearmurem, gitarzystą Neilem Taylorem (współpracującym m.in. z Tears for Fears, Holly Johnsonem, Tiną Turner, Morrissey, Propaganda) czy też ze skrzypkiem Gavynem Wrightem. Wokalnie w chórkach Jona Marsha wspomogły legendarne brytyjskie soulowe wokalistki Linda Lewis oraz Sylvia Mason-James. Taki dobór współpracowników, plus łączenie popu z będącym na fali wznoszącej w pierwszej połowie lat 90 acid house'em musiał przynieść The Beloved sukces komercyjny - i przyniósł.
Conscience rozpoczyna się od raczej spokojnych i łagodnych klimatów, i z czasem album rozkręca się, nabierając dynamiki, ale po kolei.
Rozpoczynający album Spirit może sugerować, iż zespół pójdzie w kierunku z lekka melancholijnych, nastrojowych ballad, bowiem kompozycja utrzymana jest w popowo-soulowym klimacie z elementami popu lat 60 i z trip-hopową sekcją rytmiczną, jednakże wzrost dynamiki następuje wraz z następnym utworem, synthpopowym Sweet Harmony, muzycznie nawiązującym do synthpopu lat 80, choć również przypominającym dokonania Pet Shop Boys lat 90. Jako singiel utwór ukazał się już w 1992 roku, przynosząc zespołowi ogromny sukces komercyjny, docierając do 8 miejsca listy przebojów w Wlk. Brytanii. Utwór szturmował czołowe lokaty wielu światowych list przebojów, stając się wizytówką The Beloved, do tego stopnia, że nawet radiowi słuchacze nie kojarzący zbytnio twórczości The Beloved, od razu kojarzą formację z tym przebojem, granym chyba przez niemal każdą stację radiową na świecie, zaś kontrowersyjny teledysk zna praktycznie każdy widz MTV czy VIVA. Sukces komercyjny singla sprawił, iż nieco w cieniu znalazła się pozostała, bardzo ciekawa twórczość The Beloved.
Kolejny z singli, Outerspace Girl, również okazał się przebojem światowych list przebojów, choć już na mniejszą skalę, niż Sweet Harmony. Numer, który ewidentnie już rozkręca swą dynamiką album, utrzymany jest w stylistyce synthpopu z rytmiką acid-house'ową z przełomu lat 80 i 90.
Jednym z najmocniejszych momentów albumu jest z pewnością Lose Yourself in Me, uderzający w bardziej mroczne i chłodne rejony elektroniki, choć sekcja rytmiczna pozostaje house'owa, kompozycja przypomina klimat Depeche Mode z albumu Violator. Nawet Jon Marsh popisuje się tu nietypowym jak dla siebie barytonem w stylu Dave'a Gahana z Depeche Mode. Na uwagę zasługują również partie skrzypiec pełniące rolę solówek gitarowych.
Paradise Found kontynuuje house'owo-taneczną linię muzyki; utwór jest przykładem klasycznego house'u, w którym pojawiają się niespodzianki w postaci klimatu psychodeli lat 60 z brzmieniem Hammonda na czele czy rozległe syntezatorowe przestrzenie.
Chwilę oddechu od szybkiego tempa gwarantuje singlowy You've Got Me Thinking, o spokojnym rytmie i ciepłym w wiosennym klimacie electro-popowo-soulowym z akompaniamentem gitary akustycznej.
Kolejny z singlowych numerów, Celebrate Your Life, jest połączeniem synthpopu i chłodnej elektroniki z trip-hopową sekcją rytmiczną. Piosenka zawiera również gitarowe ozdobniki.
Kolejne dwa utwory przypominają nieco stylistykę Pet Shop Boys lat 90, odpowiednio: Rock to the Rhythm of Love (wydany na singlu jedynie w USA) utrzymany w klasycznie popowo-house'owym wydaniu, zaś w Let the Music Take You, z funkową gitarą w tle, słychać nawiązania do stylów disco i soulu lat 70.
1000 Years from Today w acid-house'owym tempie, wyrazistymi partiami fortepianu, funkowymi gitarowymi ozdobnikami i klimatem melancholii przypomina przebój The Beloved -The Sun Rising - z płyty Happiness.
Prawdziwą wisienką na torcie pozostaje jednak kompozycja kończąca album - Dream On, zupełnie różniąca się od reszty albumu; utwór jest bowiem utrzymany w klimacie rocka elektronicznego, o mocno psychodelicznym wymiarze z pogranicza jawy i snu, z pulsującą chłodem i mrokiem elektroniką, transową sekcją basu, przeciągłymi riffami gitarowymi, odległymi szamańskimi zaśpiewami, szeptanym wokalem, i marszową sekcją rytmiczną. Kompozycję kończy interlude będące wstecznym odtworzeniem muzyki utworu. To zdecydowanie najlepszy utwór całego albumu, będący jego idealnym zakończeniem. Co więcej, Dream On, ze swoim mrocznym klimatem, równie dobrze mógłby być utworem Depeche Mode i znaleźć się na albumie Songs Of Faith And Devotion!
Album Conscience okazał się największym płytowym sukcesem komercyjnym The Beloved; płyta dotarła do drugiego miejsca UK Albums Chart, jednakże ów sukces okazał się na tyle przytłaczający dla zespołu, iż pod jego wpływem, a w szczególności pod wpływem sukcesu singla Sweet Harmony, nie potrafił już później powtórzyć podobnego wyczynu. Następny album The Beloved - X, który ukazał się w 1996 roku, mimo przebojowości i wysokiego poziomu muzycznego, nie cieszył się już taką popularnością, zaś The Beloved został zapamiętany przede wszystkim jako odtwórca megahitu Sweet Harmony.
Ostatnio zmieniony 07 gru 2020, 3:38 przez Depeche Gristle, łącznie zmieniany 2 razy.


Entertainment Trough Pain
--------------------------------------------

Link:
BBcode:
HTML:
Ukryj linki do posta
Pokaż linki do posta
Awatar użytkownika

Sublime
Zweryfikowany
Twardziel
Posty: 644
Rejestracja: 16 lis 2013, 19:44
Status konta: √ OK
Imię i nazwisko:
Lokalizacja:
Jestem muzykiem: Tak ♫♫
Ulubieni wykonawcy: Berliniarze
Zawód:
Zainteresowania:
Płeć:
Status: Offline

#115223

Post autor: Sublime »

Depeche Gristle pisze:(...)Prawdziwą wisienką na torcie pozostaje jednak kompozycja kończąca album - Dream On, zupełnie różniąca się od reszty albumu; utwór jest bowiem utrzymany w klimacie rocka elektronicznego, o mocno psychodelicznym wymiarze z pogranicza jawy i snu, z pulsującą chłodem i mrokiem elektroniką, transową sekcją basu, przeciągłymi riffami gitarowymi, odległymi szamańskimi zaśpiewami, szeptanym wokalem, i marszową sekcją rytmiczną. Kompozycję kończy interlude będące wstecznym odtworzeniem muzyki utworu. To zdecydowanie najlepszy utwór całego albumu, będący jego idealnym zakończeniem. Co więcej, Dream On, ze swoim mrocznym klimatem, równie dobrze mógłby być utworem Depeche Mode i znaleźć się na albumie Songs Of Faith And Devotion! (...)
No nie przesadzajmy, na SOFAD mamy zdecydowanie wyraźniej zaakcentowany rockowy influence. Tutaj co najwyżej możemy mówić o jakimś dość średniawym kolażu synthpopu, house'u i new age - z tymi zaśpiewami, harfami, dość oszczędnym aranżem ciężko mówić o obecności na maxisinglach DM z tego okresu, a co dopiero na regularnym długograju... Bliżej tu jakichś psybientowych składanek niż płyty zahaczającej o rocka.


Sublime

Link:
BBcode:
HTML:
Ukryj linki do posta
Pokaż linki do posta
Awatar użytkownika

Belmondo
Habitué
Posty: 5846
Rejestracja: 10 maja 2004, 12:59
Status konta: Podejrzane
Imię i nazwisko:
Lokalizacja: W-wa
Jestem muzykiem: Nie wiem
Ulubieni wykonawcy:
Zawód:
Zainteresowania: muzyka !!!
Status: Offline

#115232

Post autor: Belmondo »

O rany jak ja zapomnialem o tej grupie :handup:

Zgadzam sie z DG, Dream On spokojnie moglby trafic na w/w plytke DM, tyle ze z nieco innym wokalista. Natomiast klimatem DG wychwycil podobienstwa idealnie.


Let us be thankful we have commerce. Buy more. Buy more now. Buy. And be happy

Link:
BBcode:
HTML:
Ukryj linki do posta
Pokaż linki do posta
Awatar użytkownika

Sublime
Zweryfikowany
Twardziel
Posty: 644
Rejestracja: 16 lis 2013, 19:44
Status konta: √ OK
Imię i nazwisko:
Lokalizacja:
Jestem muzykiem: Tak ♫♫
Ulubieni wykonawcy: Berliniarze
Zawód:
Zainteresowania:
Płeć:
Status: Offline

#115237

Post autor: Sublime »

Gdyby DM grali muzykę bardziej przypominającą jakieś dożynki na SOFAD, to kto wie, może rzeczywiście :rofl:

No to jest absolutnie absurdalne porównanie, szczególnie, gdybyśmy mieli tutaj przytaczać historię zespołu i role poszczególnych członków w tamtym okresie. To i tak ma mniejsze znaczenie w porównaniu z tym, że Depeche Mode na żadnej płycie nie zbliżyli się do tego dość tandetnego i "psychodelicznego" muzaka w takim stylu.


Sublime

Link:
BBcode:
HTML:
Ukryj linki do posta
Pokaż linki do posta
Awatar użytkownika

Belmondo
Habitué
Posty: 5846
Rejestracja: 10 maja 2004, 12:59
Status konta: Podejrzane
Imię i nazwisko:
Lokalizacja: W-wa
Jestem muzykiem: Nie wiem
Ulubieni wykonawcy:
Zawód:
Zainteresowania: muzyka !!!
Status: Offline

#115239

Post autor: Belmondo »

A co ma rola czlonkow do tej onkretnej muzyki?
Ja tam nie slysze zadnych dozynek, pomijajac to, ze caly ten brytyjski synthpop i to co wokol niego bylo nieco jarmarczne.

Przeciez oni wszyscy czerpali z tych samych zrodel, spotykali sie w tych samych knajpach, niektorzy byli przyjaciolmi, uzywali tych samych instrumentow, ich producenci nagrywali w tych samych studiach, a efektem bylo to, ze wszystko bylo do siebie podobne i gdyby nie wokalisci mozna by spokojnie wymieniac plyty utworami. To co odroznialo DM to oczywiscie wokal i nieco wieksza dyscyplina aranzacyjna.
Akurat DG ma trafne, ale tez nie banalne spostrzezenia. Ja bym na pewno nie pomyslal o tej plytce DM w pierwszej kolejnosci sluchajac Dream On, ale o DM juz tak. Niemniej uwazam, ze porownanie jest mimo wszystko trafione. Wiecej podobienstw niz roznic, natomiast sila rzeczy inne wykonawstwo.


Let us be thankful we have commerce. Buy more. Buy more now. Buy. And be happy

Link:
BBcode:
HTML:
Ukryj linki do posta
Pokaż linki do posta
Awatar użytkownika

Sublime
Zweryfikowany
Twardziel
Posty: 644
Rejestracja: 16 lis 2013, 19:44
Status konta: √ OK
Imię i nazwisko:
Lokalizacja:
Jestem muzykiem: Tak ♫♫
Ulubieni wykonawcy: Berliniarze
Zawód:
Zainteresowania:
Płeć:
Status: Offline

#115242

Post autor: Sublime »

Wilder mający spory wpływ na produkcję w Depeche Mode w tamtym czasie potrafił wciskać triphopowe patenty na płytę mimo tego, że była silna presja na bardziej rockową płytę. Trudno o bardziej adekwatny przykład w tym kontekście.

No niby przyjaciele, a jednak DM od pewnego momentu przestali tworzyć w UK, a co dopiero mieszkać w UK... SOFAD był chociażby nagrany w pewnym momencie w Madrycie, a wokalista szukał wrażeń w Stanach.

Naprawdę, różnica brzmieniowa na płaszczyźnie The Beloved i Depeche Mode w 1993 roku jest ogromna. Ci pierwsi proponują nam dość odtwórczy synthpop przypudrowany klubową estetyką, newage'owym kiczem, a ci drudzy podają nam okołorockową płytę z triphopowym wpływem (mamy tam momenty bardziej rockowe, czy też nawet gospelowe czy symfoniczne). DG w co drugiej recenzji słyszy gdzieś wpływ Depeche Mode, więc właściwie mógłbym na to przymknąć oko, nie mniej jednak tak przesadzone porównania IMO są po prostu nieprawdziwe i dość drażniące. No może jeszcze nie prowokacyjne, ale...


Sublime

Link:
BBcode:
HTML:
Ukryj linki do posta
Pokaż linki do posta
ODPOWIEDZ Poprzedni tematNastępny temat